Tłok, kłótnie, brak miejsc, także stojących. Sytuacje kryzysowe zdarzały się również rok temu, ale nikt nie wyciągnął wówczas wniosków odnośnie do większych środków na wzrost liczby sprawnych wagonów.
Od początku roku Intercity, bo to głównie ta spółka obsługuje najdłuższe trasy, zleciło 800 napraw wagonów, a w całym roku będzie ich tysiąc. W poprzednich latach było ich średnio 600 rocznie. Koszt tych napraw wyniesie 200 mln zł wobec 140 mln w 2010 r.
Pierwsze efekty zmian już widać. Intercity uruchomiło na wakacje 58 dodatkowych pociągów, a liczba sprawnych wagonów zwiększyła się o 370. Nowy prezes spółki uczciwie jednak ostrzegał, że w wakacje wciąż łatwo nie będzie i że sytuacja zostanie opanowana dopiero w grudniu.
Czasami jednak zamiast pieniędzy wystarczy pomyśleć. Tego zabrakło chociażby 31 lipca, kiedy pociąg relacji Kraków – Kołobrzeg jechał prawie dobę, rodzice kolonistów wzywali policję, a pasażerowie, którzy nie mieli jak dostać się do składu, blokowali tory. Dzięki buntowi wagony jednak się znalazły. Jeden w Katowicach, w Łodzi kolejny.
Skoro tak, to może kierownik pociągu, widząc sytuację kryzysową, powinien wpaść na pomysł wykonania telefonu do dyspozytora Intercity, tak żeby wszystko było przygotowane wcześniej na poszczególnych stacjach? A może winny jest chory system stawek za dostęp do infrastruktury, w którym pociąg dłuższy, a przez to cięższy, wpada w wyższe opłaty i staje się bardziej deficytowy?