Co oznaczałoby ewentualne bankructwo Grecji dla Polski i krajów naszego regionu?
Nie widzimy bezpośredniego ryzyka, bo bezpośrednie połączenia finansowe z Polską i krajami Europy Środkowej są bardzo małe. Banki Grecji też nie są u nas bardzo aktywne. Ryzyko pojawiłoby się, gdyby zagraniczne banki, które są właścicielami polskich instytucji, poniosły znaczne straty na odpisach od greckiego długu.
Banki przygotowują się na taką ewentualność.
Oczywiście, ale to co mogłoby mieć najsilniejszy wpływ na gospodarki Polski i regionu to kryzys na rynkach finansowych mający przełożenie na ekonomię realną. Mogłoby zacząć brakować dostępu do finansowania z powodu podwyższonej awersji do ryzyka. Istnieje ryzyko, że firmy, producenci, eksporterzy mieliby problemy z finansowaniem inwestycji. Stanęłaby produkcja, spadł poziom eksportu. To wydaje nam się w tej chwili największym zagrożeniem, które – szczególnie poprzez kolejny spadek inwestycji - mogłoby wpłynąć na średniookresowe perspektywy wzrostu.
To był powód, dla którego obniżyliście Państwo we wrześniu prognozy wzrostu dla naszej gospodarki?