Uniknęliśmy recesji – to fakt. Nasza gospodarka rosła wtedy, gdy cała Europa notowała spadki PKB. Pytanie, na ile jest to zasługa Rostowskiego.

Oceniając to, co działo się w 2008 i 2009 roku, podkreślić trzeba jedno – rząd Donalda Tuska od początku przyjął postawę biernego obserwatora sytuacji. Nie zdecydował się ani na cofnięcie decyzji poprzedniej ekipy w sprawie obniżki składki rentowej czy podatków PIT, ani na finansowe wsparcie gospodarki, co w tym samym czasie robiły inne europejskie rządy. Na szczęście – jak się potem okazało – taka strategia okazała się skuteczna. Polacy dzięki większym zasobom portfeli nie wystraszyli się kryzysu i bez obaw wydawali pieniądze na towary i usługi, co podtrzymało wzrost gospodarczy. Jednocześnie fakt, że minister nie miał pieniędzy na wsparcie gospodarki, uchronił nas przed jeszcze większym wzrostem deficytu.

Ale zadłużenie Polski i deficyt i tak radykalnie się zwiększyły. Trudno uwierzyć, że minister Rostowski nie zdawał sobie z tego sprawy, gdy zawiadamiał Brukselę o swoich prognozach w tym zakresie. Błędne dane, jakie przekazał Komisji Europejskiej na temat wysokości deficytu finansów publicznych, naraziły go na słynne już pytanie unijnego komisarza ds. gospodarczych i walutowych Joaquina Almunii: – Jak to się stało, Jacku? Potem komisarz nie omieszkał zaznaczyć, że Rostowski nie rozumiał, jak to możliwe. W 2008 roku deficyt sięgnął 3,9, a nie jak utrzymywał minister, 2,7 proc. PKB. W kolejnych latach wzrósł jeszcze bardziej, do 7,9 proc. PKB w 2010 roku. W tym roku spadnie, ale przede wszystkim wskutek podwyżki VAT.

Żonglowanie danymi stało się zresztą głównym zajęciem ministra. Rzadko kiedy jego prognozy, które przekazywał do Brukseli, znajdowały potem odbicie w rzeczywistości. Aby ustrzec się konsekwencji nadmiernego wzrostu zadłużenia ponad dopuszczalne w ustawie o finansach publicznych progi, Rostowski wydzielił zadłużenie Krajowego Funduszu Drogowego i nie wliczał go do tzw. krajowej metody liczenia długu. Dzięki temu udało mu się utrzymywać go poniżej poziomu 55 proc. PKB i uniknąć konieczności likwidacji deficytu budżetowego. Gdyby oceniać kompetencje ministra tą miarą, w przypadku Rostowskiego rzeczywiście ocena byłaby wysoka. Jednak pod względem oceny realnych działań mających na celu trwałą poprawę kondycji finansów publicznych Rostowski zasłużył na jedynkę.