Liczy ona, że polski produkt krajowy brutto zwiększy się w przyszłym roku o 2,5 proc. W poprzednim zestawieniu zakładała 3,7-proc. wzrost. Faktycznie więc jest to dość mocne cięcie, ale trudno nie zapytać czy poprzednie założenie nie było nazbyt optymistyczne. Zwłaszcza w sytuacji gdy europejscy konsumenci co chwile są bombardowani negatywnymi informacjami m.in. z Grecji cz y Włoch. Swoje prognozy obniżył też ostatnio rząd w Berlinie, a za Odrę trafia około 25 proc. polskiego eksportu. Trudno też nie odnotować faktu, że np. dla Czech prognoza Komisji spadła do 0,7 z 2,9 proc., Słowacji do 1,1 proc. z 4,7 proc., a dla Węgier do 0,5 z 2,6 proc. Lepszy wynik niż Polska mają zanotować tylko Litwa i Estonia.
Prognoza Brukseli pojawiła się dzień po tym, jak minister finansów przedstawił swój plan dotyczący trzech wariantów budżetu na przyszły rok. I właśnie 2,5-proc. wzrost zakłada tzw. wariant „średniego spowolnienia". Zgodnie z zapowiedziami ministra finansów Jacka Rostowskiego będzie on wymagał znalezienia dodatkowych 9 mld zł. Taka kwota to ponad 3 proc. tegorocznych przychodów, więc trudno uznać ją za znaczącą z punktu widzenia całego budżetu. Można ją osiągnąć m.in. dzięki prawdopodobnie wyższemu zyskowi NBP i wyższym dywidendom ze spółek z udziałem Skarbu Państwa. Dla porównania budżet ma zyskać w 2011 r. około 5 mld zł dzięki podwyżce stawek VAT o 1 pkt proc.
Dobrze, że minister finansów zdaje sobie sprawę z ryzyk jakie mogą się pojawić w związku z rozwojem kryzysu w strefie euro. Trzeba jednak by przy tej okazji nowa koalicja przeprowadziła reformy, o których mówi się od lat. Zresztą jest to konieczne by obniżyć w 2012 r. deficyt finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB. Tu na razie Bruksela jest sceptyczna i nie wierzy w zapewnienia Jacka Rostowskiego. Jej zdaniem deficyt sięgnie 4 proc. PKB. Polska ma jeszcze chwilę czasu na wdrożenie odpowiednich zmian. Znów jest szansa by się pozytywnie wyróżnić na tle Europy.