Z szacunków „Rz" wynika, że JSW może mieć na koniec tego roku nawet ok. 1,8 mld zł zysku netto. Inwestorzy płacąc po 136 zł za jej akcje dziś kosztujące nieco ponad 90 zł nie zarobili po debiucie, dlatego teraz oczekują, że spółka przeznaczy cały zysk na dywidendę. Gdyby miała go rzeczywiście 1,8 mld zł a cały trafiłby do udziałowców, dawałoby to ponad 15 zł na jedną akcję! A co z planami inwestycyjnymi Jastrzębia? Firma chce wydawać rocznie 1,5 mld zł na inwestycje w grupie (1 mld zł w kopalniach, 0,5 mld zł w koksowniach i energetyce). Podczas debiutu nie zobaczyła ani grosza, bo większościowy akcjonariusz, skarb państwa, sprzedał tylko stare akcje. Fakt, Jastrzębie stać na to, by swoim zyskiem dzielić się z akcjonariuszami zwłaszcza, że z 1,5 mld zł zysku netto aż 160 mln zł trafiło do załogi. Czemu więc część zysku nie miałaby trafić do właścicieli? Spółka też nie mówi nie, bo zapisała w prospekcie przynajmniej 30 proc. zysków na dywidendę, a w przypadku tegorocznego to ok. 5 zł na akcję. Inwestorzy powinni wziąć pod uwagę fakt, że jeśli teraz wydrenują JSW, to może się zdarzyć taki rok jak 2009, a dywidendy ze straty spółka raczej nie zapłaci... Głos decydujący będzie w tej sytuacji należał i tak do skarbu państwa. A nadzór nad spółkami węglowymi ma resort gospodarki. Wicepremier i minister gospodarki był w tym względzie w ostatnich latach łaskawy dla kopalń, może więc przystanie na 30 proc. dywidendy, co i tak kosztowałoby JSW 0,6 mld zł. Jeśli jednak zapłaci więcej, to w przyszłym roku może się okazać, że Jastrzębie z podciętymi skrzydłami za daleko nie polecą, bo obecna sytuacja na rynku koksu i węgla koksowego (JSW jest jego największym producentem w UE) nie napawa szczególnym optymizmem.