Nie jestem niczyim stronnikiem. Niemniej staram się w miarę możliwości być użytkownikiem zdrowego rozsądku. A ten podnosi lament. Oto na chodniku dla pieszych blisko mojego domu jest napis: „Uwaga. Piesi. Zwolnij!". Jego treść mnie zdumiała. Przecież to chodnik dla pieszych. To tak, jakby na jezdni pisać: „Uwaga, samochody!". Ale napis adresowany jest do rowerzystów i hulajnogistów zawłaszczających chodniki.
Hulajnogi nie są jeszcze problemem, ale zaraz będą. Na razie hulający mijają o parę centymetrów przechodniów z miną pt. „Ale szkoda, że nie mogę się rozpędzić!". I najczęściej tak myślą. Swoje ścieżki mają rowerzyści. Wtargnięcie tam pieszego oznacza dlań śmierć albo ciężkie obrażenia. Użytkownicy rowerów mogą też korzystać z ulic. I korzystają ku utrapieniu kierowców, bo napompowani przez chorążych ekologii uważają się za aniołów postępu, więc wolno im wszystko. Zwłaszcza wpadać pod auto.
Tymczasem najbardziej ekologicznym środkiem lokomocji są nogi. Bo żeby stworzyć rower czy hulajnogę, smrodzą huty i kombinaty chemiczne. Pieszemu mogą najwyżej śmierdzieć stopy.
Ścieżki rowerowe buduje się dla bezpieczeństwa cyklistów, którzy w starciu z autami są bezbronni. I to jest OK. Ale na chodnikach to piesi są bezbronni wobec rowerów i hulajnóg. Tak więc napis na chodniku „Uwaga Piesi. ZWOLNIJ!" jest ostrzeżeniem dla pieszych: „Uwaga. Jadą! RATUJ SIĘ!" Teoretycznie uprzywilejowana większość jest terroryzowana przez lepiej uzbrojoną mniejszość. Normalka. Wiadomo, że uporządkować można to administracyjnie, ale nie robi się nic. Rozumiem, że radiowozem nie da się dogonić roweru, bo ta sama władza, która zarządza stróżami porządku, kazała wszędzie postawić słupki. Ale służby na rowerach dogonią. W Kalifornii mogą, więc da się.
Co można powiedzieć o praworządności, skoro w kraju obowiązuje przepis, że przy przechodzeniu po pasach rowerzysta musi zejść z pojazdu, inaczej grozi mu mandat 100 zł? Miliony razy dziennie nakaz jest łamany.