Na razie to od ich widzimisię zależy, czy powiodą się aukcje obligacji krajów strefy euro. By ograniczyć takie ryzyko, Europejski Bank Centralny kilka dni przed świętami pożyczył bankom komercyjnym ze strefy euro 489 mld euro.

W efekcie, jak oceniają eksperci banku Barclays, płynność w sektorze finansowym wzrosła o 193 mld euro (pozostałe 296 mld euro banki wykorzystały do zrefinansowania zapadających zobowiązań wobec EBC). Co z tego, skoro banki mają w nosie instytucjonalne próby naprawienia sytuacji i przelały większość tych pieniędzy z powrotem na lokaty do EBC? Uważają, że tylko tam pieniądze są bezpieczne.

Część ekonomistów uważa, że tak wielkiego napływu depozytów do EBC nie należy przeceniać. Ale to wszystko pokazuje, że mentalność finansistów mimo fatalnej sytuacji i kilku już lat załamania systemu się nie zmieniła. To istna kwadratura koła. Ktoś w końcu musi zacisnąć zęby i podjąć odważną decyzję. Banki jednak czekają na to, aż nastroje na rynkach się trochę unormują. Do tego jednak dojdzie dopiero wtedy, gdy jakiś duży inwestor, typu George Soros albo Warren Buffett - powie: Panowie to już koniec, czas kupować. Na razie więc wszyscy czekają. A tylko w I kwartale Włochy będą musiały sprzedać obligacje warte100 mld euro...

Brak decyzji może oznaczać, że banki europejskie upadną wraz ze swoimi rynkami macierzystymi. Czy bankowcom brakuje po prostu jaj?