Rz: Czy spadek udziału PZU w rynku korporacyjnym następuje kosztem waszego wzrostu?
Agnieszka Żołędziowska:
Gdyby PZU nie tracił klientów na własne życzenie, jego pozycja utrzymywałaby się na niezmienionym poziomie. Jeszcze do niedawna spółka ta miała ponad 70-proc. udział w rynku. Jako że ubezpieczyciel zdecydował się oczyścić portfel i zmienić własną politykę, inni mogą tę część rynku przejąć. Zakładam jednak, że to, czego prezes Andrzej Klesyk się pozbywa, to biznes nierentowny, a taki nas nie interesuje. W ubezpieczeniach korporacyjnych jesteśmy partnerem dla ok. 50 proc. największych polskich firm według rankingu publikowanego przez „Rz". W tym segmencie mamy ok. 30 – 40 proc. udziału w rynku.
Czyli jesteście nastawieni na klientów dużych.
Tak, zgodnie z definicją rynku polskiego interesują nas głównie duże korporacje. Jednocześniey coraz więcej firm z sektora MSP interesuje się naszymi produktami, np. polisami D&O, czyli directors and officers (członkowie zarządów i dyrektorzy wysokiego szczebla). Wprowadziliśmy je na polski rynek 20 lat temu. Ich podstawa to przejęcie odpowiedzialności za finansowe konsekwencje decyzji podjętych przez członków zarządów i rad nadzorczych. Wszystkie dodatkowe szczegóły są negocjowane indywidualnie. Pierwsze polisy kosztowały kilkadziesiąt tysięcy złotych, teraz można je mieć już za kilka tysięcy, to pokazuje ewolucję rynku. Ubezpieczenie D&O często jest tańsze niż polisa casco dobrego samochodu prezesa.