Unijne dotacje wydamy do ostatniego eurocenta zapowiada resort rozwoju regionalnego. Oczywiście mówi tak, bo tego wymaga polityczna poprawność, ale czasu jest coraz mniej, a opóźnienia w niektórych projektach są już takie, że można mieć co do tego optymizmu uzasadnione wątpliwości. Podobną pewnością siebie tryskał minister transportu kilka miesięcy temu, opowiadając, że ta infrastruktura, która ma powstać na Euro, na pewno powstanie. Dziś już wiadomo, że tak nie będzie.
Autostrady i trasy szybkiego ruchu, choć budowane z opóźnieniem, w końcu jednak powstaną. Z unijnymi dotacjami taki numer nie przejdzie. Inwestycje, które są dofinansowywane przez Brukselę, muszą zdążyć na swoje Euro, czyli być gotowe do rozliczenia do końca roku 2015. Potem można już tylko otrzeć łzę.
Skala zagrożenia nie jest może wielka, około 15,4 mld zł złącznej puli ok.280 mld zł. Ale w grę wchodzą projekty prestiżowe: wielka modernizacja szlaków kolejowych, projekty związane z administracją, których chociażby nasi przedsiębiorcy wciąż wypatrują z nadzieją, duże inwestycje... W tych pierwszych nie możemy sobie poradzić sami ze sobą, z własną administracją i procedurami, w drugim i trzecim przypadku.
Bruksela ma wątpliwości co do naszego postępowania i blokuje fundusze. Ktoś powie, nie nam jednym, faktycznie w większości krajów korzystających z funduszy strukturalnych takie sytuacje się zdarzają, np. Czechom Komisja tymczasowo zablokowała wszystkie programy.
Ale nie ma co szukać usprawiedliwień, lepiej się postarać i wydać dotacje do ostatniego euro. Wtedy bez wątpliwości będziemy mogli walczyć o większy budżet UE na lata 2014 -2020. Wszak umiemy dobrze wydać każde pieniądze.