To poprzez domy maklerskie dochodzi do nowych ofert publicznych, to za ich pośrednictwem płyną zlecenia na giełdę.
Pojawiła się teza, której nie podzielam, o nadmiernej liczbie domów w stosunku do potrzeb rynku. W mojej ocenie mamy do czynienia raczej z niedorozwojem rynku, czego wyrazem jest tylko kilkadziesiąt tysięcy rachunków papierów wartościowych aktywnych inwestorów – w kraju prawie 40-milionowym. Niedorozwój będący w części skutkiem świadomych decyzji, np. nadmiernej ostrożności regulatorów przez lata ograniczających działalność firm inwestycyjnych w zakresie rekomendowania klientom dokonania określonych transakcji, konkurencji działalności kredytowej banków z emisją papierów dłużnych, czego skutkiem był przez lata brak znaczącego zorganizowanego rynku obligacji korporacyjnych itd.
Na to nałożyły się problemy, które dotknęły większość giełd europejskich. Wobec sytuacji w I półroczu 2011 r. spadły kapitalizacja na głównym rynku GPW i obroty. Dodatkowo doszło też do obniżenia składki płynącej do OFE, co musiało wytworzyć lukę popytową na rynku akcji.
Nie jest specjalnym pocieszeniem, że obniżenie kapitalizacji i zmniejszenie obrotów dotknęło wiele giełd, nie tylko europejskich. Statystyki Światowej Federacji Giełd pokazują, że spadek kapitalizacji w ciągu roku od marca 2011 r. dotknął wszystkich niemal giełd europejskich, a w przypadku Aten, Madrytu, Wiednia, Oslo i kilku innych był zdecydowanie większy niż w Warszawie.
Na kilku giełdach istotną rolę odegrała konkurencja innych miejsc obrotu papierami wartościowymi, w tym stworzonych platform i obrotu wewnętrznego instytucji finansowych. Giełdy zareagowały zdecydowanym zwiększeniem obrotów na derywatach, szczególnie na akcje, stopy procentowe i waluty, gdzie doszło do znacznego wzrostu obrotów.