Chce zmian w prawie, które pozwoliłyby nałożyć na prezesa lub członka kierownictwa firmy uczestniczącej w kartelu lub nadużywającej pozycji dominującej na rynku, aż 500 tys. euro grzywny (ok. 2,18 mln zł). Sporo. Dla porównania średnie roczne wynagrodzenie prezesa giełdowej spółki wynosiło w ubiegłym roku nieco ponad 700 tys. zł, a członka zarządu było o ok. 300 tys. zł niższe. W skrajnym przypadku kara nałożona przez Urząd mogłaby więc pozbawić menedżera kilkuletnich poborów. A mówimy tu o ludziach kierujących największymi, publicznymi spółkami, których płace też są przecież wyższe niż w mniejszych przedsiębiorstwach.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta zastrzega, że grzywny nakładane byłyby z wyczuciem, oraz uwzględniały „możliwości finansowe" konkretnych osób. Wydaje się, że niezbędne byłoby uszczegółowienie ostatecznego zapisu, ponieważ określenie „możliwości finansowe" jest wybitnie subiektywne.
Sama propozycja jest jednak bardzo ciekawa. Walka z porozumieniami ograniczającymi konkurencję należy do najważniejszych zadań urzędu antymonopolowego z prostej przyczyny – biją one nie tylko w firmy, które znajdą się poza „układem", ale także – bezpośrednio – w konsumentów, zmuszonych do płacenia wyższych cen za dane usługi, czy towary. I chociaż efekty działań UOKiK są coraz bardziej dotkliwe dla firm naruszających zasady konkurencji (kary nałożone na spółki w ubiegłym roku sięgnęły aż 400 mln zł, rok wcześniej było to niespełna 190 mln zł), to chętnych do łamania prawa nie ubywa (w ubiegłym roku ukarano ponad 430 przedsiębiorstw).
Jeśli propozycje UOKiK wejdą w życie, można spodziewać się głosów oburzenia. Przedsiębiorcy i menedżerowie w Polsce już dziś mają przecież wystarczająco dużo problemów: codzienne zmagania z biurokracją, opieszałością urzędów, niespójnymi przepisami, czy wreszcie uprzykrzającymi życie konkurentami. I jeszcze UOKiK szykuje skok na ciężko zarobione przez nich pieniądze. Firmami kierują jednak najczęściej wynajęci menedżerowie, dla których wyniki śrubowane w kolejnych kwartałach mogą być ważniejsze od stabilnego rozwoju przedsiębiorstwa w dłuższym okresie.
Skoro rozsądnym rozwiązaniem wydaje się odpowiedzialność urzędników za błędne decyzje, nie widzę powodu, dlaczego podobnie nie miałoby być w przypadku menedżerów. Tym bardziej, że nie chodzi tu przecież o popełnione błędy, ale łamanie prawa. Jeśli pomoże to w ograniczeniu naruszania konkurencji, skorzystają na tym wszyscy – klienci oraz firmy, nawet te, które nie wykluczałyby uczestniczenia w kartelu. One też mogą przecież znaleźć się kiedyś poza „układem".