Czy nacjonalizować bankrutujące firmy budowlane

Kilka dużych firm budowlanych już zbankrutowało, niewykluczone, że upadną podwykonawcy i w sumie pracę straci kilkadziesiąt tysięcy osób

Publikacja: 12.07.2012 01:05

Czy nacjonalizować bankrutujące firmy budowlane

Foto: Fotorzepa, Kar Karol Zienkiewicz

Inwestycje infrastrukturalne związane z przygotowaniami do Euro 2012 miały, po pierwsze, zmienić obraz Polski w oczach obcokrajowców; chodziło o pokazanie, że nie jesteśmy krajem, gdzie po polnych drogach poruszają się furmanki. Po drugie, efektem lepiej funkcjonującego transportu i komunikacji miało być obniżenie kosztów inwestycji produkcyjnych w przyszłości. Po trzecie, nakłady na infrastrukturę miały się stać kołem zamachowym gospodarki, bo powinny przełożyć się na wzrost zatrudnienia i popytu, napędzając wzrost PKB w krótkim okresie.

Miało zatem być dobrze. A zdaniem części komentatorów wyszło jak zawsze.

Ów wielki plan inwestycyjny od początku zresztą nie miał dobrej prasy. Początkowo krytyka koncentrowała się na wąskim froncie robót, niedotrzymywaniu terminów, niskiej jakości wykonania i wysokich kosztach. Politycy opozycyjni, ale także media, dla których najlepszymi wiadomościami są te złe, twierdzili, że budujemy zbyt mało, wolno, kiepsko i drogo.

Euro się zakończyło. Szał inwestycyjny z wolna odchodzi w przeszłość i krytyka doczekała się dość bolesnej weryfikacji. Okazało się, że budowaliśmy za tanio. Dlatego kilka dużych firm już zbankrutowało, a zerwanie łańcucha płatności może sprawić, że upadną podwykonawcy oraz dostawcy. I jak twierdzą przedstawiciele branży budowlanej, pracę straci kilkadziesiąt tysięcy osób. Akcja inwestycyjna zamiast sukcesem może zakończyć się katastrofą.

Muszę przyznać, że nie mam pełnej jasności, kto zawinił. Kiepskie wyniki firm budowlanych są faktem, bo rentowność netto inwestycji infrastrukturalnych wyniosła w pierwszym półroczu minus 6,2 proc. Nie powinno to jednak mieć aż tak dramatycznych konsekwencji, ponieważ w poprzednich latach owa rentowność była dodatnia (przypomnę, że był pomysł, aby pieniądze OFE wykorzystać do finansowania tych inwestycji i wysokimi zyskami zabezpieczać przyszłe emerytury Polaków). Nikt nikogo nie zmuszał do zawierania kontraktów budowlanych. A kalkulacja ryzyka związanego z prognozowanymi zmianami cen surowców nie była zbyt trudna.

Dziwnie brzmi teza szefa Budimeksu, że wszystkiemu winny był zbyt szeroki front robót. Na ogół na świecie jest tak, że przedsiębiorcy raczej się cieszą, niż martwią, kiedy mają duże zlecenia.

Podejrzewając, że więcej winy leży po stronie firm, z ostrożnością podchodzę do pomysłu Waldemara Pawlaka, aby upadające przedsiębiorstwa nacjonalizować z pomocą Agencji Rozwoju Przemysłu, która przeprowadzałaby restrukturyzację. Oczywiście firmy te muszą się zrestrukturyzować, zwolnić część pracowników, zrezygnować z nierentownych kontraktów, sprzedać zbędny majątek itd. I same, mając nóż na gardle, potrafią to zrobić. Będzie to bolesne, ale powinno odbyć się szybko.

Przejęcie tych zadań przez państwową agencję spowolni proces, bo właściciel państwowy nie będzie miał takiej determinacji. W celu zminimalizowania kosztów społecznych będzie chciał, kosztem podatnika, rozciągnąć restrukturyzację w czasie.

Ale jeśli pracę straci 65 tys. zamiast 70 tys. zatrudnionych, i nie od razu, lecz powiedzmy w ciągu dwóch lat, nie musi to oznaczać, że branża będzie zdrowsza. I w czasie następnego boomu inwestycyjnego (oby taki nastąpił) może się okazać, że znowu budujemy równocześnie zbyt drogo i zbyt tanio.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację