Z jednej strony młodzi ludzie mieli zdobywać doświadczenie za granicą, aby wrócić do kraju jako wykwalifikowani, do tego zabezpieczeni finansowo specjaliści.
Z drugiej - osoby niemogące znaleźć pracy w Polsce, szczególnie w regionach dotkniętych wysokim bezrobociem, wyjeżdżając, przestawały być problemem. Nie pobierały zasiłków, nie obciążały statystyk. Same korzyści.
Taki obraz utrzymywał się dobrych kilka lat. W tym czasie wyjechało z Polski milion ludzi. Nie zrażało ich to, że emigracyjna rzeczywistość najczęściej okazywała się boleśnie różna od oczekiwań.
Dziś za granicą pracuje ok. 2,5 mln naszych rodaków, i liczba ta wciąż rośnie. W większości to ludzie, którzy sobie poradzili - poznali język, założyli rodziny (lub ściągnęli bliskich z Polski), mają pracę, płacą podatki, posyłają dzieci do szkół i wtapiają się w społeczności, w których żyją. To właśnie ci młodzi ludzie, którzy mieli wrócić do kraju, żeby wzmacniać rozwój polskiej gospodarki.
I wielu z nich faktycznie chciałoby do ojczyzny wrócić. Myślą o tym, rozmawiają, snują plany, czasem nawet zaczynają przygotowania... I najczęściej zostają, bo powrót okazuje się zbyt trudny. Założenie przez nich firmy i rozpoczęcie działalności gospodarczej w Polsce jest zbyt skomplikowane, a biurokracja odstrasza. O potrzebne do tego informacje zaś trudno.