Kończą się negocjacje w sprawie nowej perspektywy finansowej Unii Europejskiej, w ramach której Polska może uzyskać między 70 a 75 mld euro dotacji w latach 2014-2020. W przeliczeniu na naszą walutę to ok. 290-310 mld zł, choć podawanie kwot w złotych nie ma sensu ze względu na zmieniający się kurs.
Pieniądze te budzą spore emocje polityczne, jednak skłonny byłbym sądzić, że niepotrzebnie. Mogą one odegrać ważną rolę w modernizacji polskiej gospodarki, ale nie będą one czynnikiem ani koniecznym ani wystarczającym do osiągnięcia wysokiego tempa rozwoju. Trzeba również zdawać sobie sprawę z zagrożeń z nimi związanych.
Fundusze unijne będą przydatne, bo pozwolą unowocześnić polską infrastrukturę, której jakość jest dramatycznie niska. Obawiam się, że bez tych pieniędzy Polska nie byłaby w stanie ponieść wysiłku fiskalnego koniecznego do budowy setek kilometrów autostrad, renowacji linii kolejowych i sieci energetycznych.
Jednocześnie jednak, tempo rozwoju polskiej gospodarki nie będzie zależało od tego, czy wybudujemy jeden czy dwa tysiące kilometrów autostrad. Serio, nie od tego zależy nasz postęp cywilizacyjny. Kluczowe będzie, czy zbudujemy instytucje, które będą wyzwalały w ludziach kreatywną energię – obywatelską, przedsiębiorczą, naukową. Liczba powstających innowacyjnych firm nie będzie zależała od tego, czy znajdą się pieniądze na ich dofinansowanie, ale od tego, czy pojawi się krytyczna masa obywateli, którzy będą chcieli i umieli swoje pasje sprzedać światu. To zaś zależy od bodźców obecnych w systemie edukacji i nauki. Pieniądze są tu najmniejszym problemem. Największa korzyść z obecności w UE to nie transfery, ale otwartość na świat i adoptowanie zachodnich rozwiązań organizacyjnych.
Pieniądze publiczne mogą zaś nawet w pewnych okolicznościach degenerować i warto na to uważać. Władze samorządowe z generatorów lokalnej kreatywności stają się pośrednikami finansowymi, a przedsiębiorcy z drapieżników rynku przemieniają się w weteranów wniosków o dotacje. Wreszcie rząd i opozycja zakleszczają się w bezsensownym sporze o to, kto więcej wyżebrał z Brukseli i kto wylał więcej asfaltu. Nigdy w historii żaden kraj nie osiągnął zamożności dzięki transferom z zewnątrz, a są przykłady krajów, których system polityczny został przez takie transfery zdegenerowany.