Ten kryzys musi się kiedyś skończy. Jak pani zdaniem będzie wyglądał wówczas rynek europejski?
Z doświadczeń amerykańskich wiem, że kiedy sprzedaż spadła poniżej 10 mln aut, zaczęły się ostre cięcia. General Motors zmniejszył wówczas liczbę marek z 8 do 4, ale zanim do tego doszło zlikwidowane zostały nadwyżki mocy i zapasy, przy jednoczesnym wycofaniu zachęt finansowych do kupowania naszych aut. Po pierwsze firma musiała przestać krwawić. Kiedy kryzys się kończył, wróciło zaufanie konsumentów, którzy chcieli kupić auto, ale decyzję odłożyli w latach 2008/9. Kiedy już byli zdecydowani, interesowali się markami, którym można zaufać. Chevrolet był wśród nich. Dlatego wierzę, że kiedy kryzys europejski się skończy, i tutaj reakcja będzie podobna. Dlatego nie wstrzymaliśmy naszych premier. W ciągu ostatnich 18 miesięcy pokazaliśmy 10 nowych modeli. Kolejny będzie Chevrolet Trax. Wierzę więc, że jeśli producent pokazuje swoje zaufanie co do przyszłości branży, konsumenci to zauważają. W tym roku zwiększymy sprzedaż w Europie o ok. 5 proc w sytuacji, kiedy rynek spadnie o pewnie o ok. 8 proc.
W Europie mówi się, że jednak z marek europejskich może zniknąć. Czy także pani widzi sytuację tak czarno?
Sytuacja jest rzeczywiście bardzo dynamiczna. Wszyscy zastanawiamy się nad przyszłością i strategią na kurczącym się rynku. I znów po doświadczeniach amerykańskich wiem, że każdy producent będzie musiał przyjrzeć się swojej firmie i zastanowić się co musi zrobić, żeby nie tylko przetrwać, ale i powrócić do wzrostu. I jak, mimo rynkowego dołka zarabiać pieniądze. Europa potrzebuje przemysłu, który jest w dobrej kondycji. Jak na razie widzimy tendencję do podnoszenia podatków, co powoduje, że auta drożeją.
Czy widzi pani tutaj rolę dla polityków?