Rz: W piątek Sejm uchwalił nowe prawo pocztowe, otwarcie rynku w Polsce jest coraz bliżej. Czeka pan na ten moment spokojnie?
Liberalizacja zaczęła się w Polsce już kilka lat temu. Poczta Polska na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat oddała ok. 75 proc. najbardziej intratnego rynku, czyli usług paczkowo-kurierskich. To usługi najbardziej rentowne, które obecnie świadczą głównie prywatni operatorzy, osiągając w tym segmencie rentowność na poziomie ok. 9 proc. To bardzo dużo, u nas wynosi ona ok. 6 proc. Oddaliśmy też sporą część klientów umownych, z którymi umowy generują największy dochód. To oni de facto utrzymują Pocztę, bo obsługa klienta indywidualnego przynosi straty. Jednak w ostatnim czasie zatrudniliśmy nowe osoby, rozstaliśmy się z tymi, których podejście do klienta nam nie odpowiadało. Efekt? Udało się zdobyć duże kontrakty i odzyskać kilku masowych nadawców.
Na czym ma polegać zmiana wizerunku Poczty?
Przede wszystkim ze słownika pocztowców znika zwrot „petent" i pojawia się „klient", który jest głównym punktem odniesienia dla każdej rynkowej firmy. Daleko nam jeszcze do spełnienia wszystkich oczekiwań klientów, ale w szybkim tempie wprowadzamy zmiany. Już dziś ponad 10 tys. pracowników szkoli się z właściwej obsługi klientów i technik sprzedaży. Jeśli chodzi o klientów umownych, będziemy obsługiwać ich poza placówkami. Dowieziemy ich korespondencję do sortowni lub będziemy ją od nich odbierać.
Placówki pocztowe będą coraz mniejsze – w momencie, kiedy spada liczba listów i kartek, nie potrzebujemy kilkusetmetrowego zaplecza. To przypomina zmiany, jakie miały miejsce w bankowości. W latach 90. banki otwierały pięciopiętrowe oddziały wyłożone mosiądzem i marmurem. Teraz placówki mają 100 metrów kwadratowych, trzy biurka. I tyle wystarczy w dobie rozwoju bankowości elektronicznej. W tym samym kierunku idzie Poczta Polska.