Monopol państwa psuje edukacyjny rynek wydawniczy

Przekonanie, że otwarte i wolne zasoby edukacyjne zastąpią działalność profesjonalnych wydawców, jest mitem – pisze prezes Federacji Wydawców. Europejskich.

Publikacja: 02.12.2012 23:14

Monopol państwa psuje edukacyjny rynek wydawniczy

Foto: Rzeczpospolita

Red

Mit to bardzo niebezpieczny, ponieważ jego dalsze podtrzymywanie może negatywnie i nieodwracalnie zaważyć na jakości edukacji w całej Europie.

Należy to szczególnie podkreślić w kontekście toczącej się obecnie na gruncie UE debaty dotyczącej wykorzystania otwartych zasobów edukacyjnych i nowoczesnych technologii w europejskich szkołach.

Do 13 listopada br. Komisja Europejska prowadziła konsultacje w sprawie inicjatywy „Opening up Education", która ma na celu wsparcie rozwoju edukacji i umiejętności poprzez nowe technologie i wykorzystanie otwartych zasobów edukacyjnych. Federacja Wydawców Europejskich wzięła aktywny udział w dyskusji, przesyłając m.in. do KE swoje stanowisko w tej sprawie. Przypomnieliśmy w nim, że każda inicjatywa zmierzająca do zmian w sektorze edukacji powinna mieć na uwadze przede wszystkim potencjalne skutki dla jakości edukacji. Niestety, przyglądając się działaniom podejmowanym w obszarze cyfryzacji przez administrację niektórych krajów członkowskich (w tym także Polski), można odnieść wrażenie, że wizja zapewnienia darmowych i powszechnie dostępnych w sieci zasobów edukacyjnych oraz wprowadzania nowoczesności za wszelką cenę przesłoniła troskę o jakość edukacji i zachowanie fundamentalnych zasad wolnego rynku.

Nieznane oblicze wydawcy

Federacja Europejskich Wydawców w swoim stanowisku przypomina, że generujący ok. 23 mld euro przychodów rocznie rynek wydawniczy w Europie (ok. 15–20 proc. tego rynku to wydawnictwa edukacyjne), stanowi istotny wkład w europejską gospodarkę, pozytywnie wpływając na jej rozwój i tworzenie nowych miejsc pracy. Europa jest światowym liderem na rynku wydawniczym. Tym bardziej niepokojące w dyskusji na temat otwartych zasobów jest coraz częstsze pomijanie roli wolnej konkurencji na rynku wydawniczym, jako kluczowego elementu zapewnienia wysokiej jakości materiałów edukacyjnych oraz rozwoju tego rynku. Rolę profesjonalnych wydawców sprowadza się do drukowania i sprzedaży podręczników. W rzeczywistości na wydawcy spoczywa odpowiedzialność m.in. za stworzenie planów wydawniczych zgodnie z potrzebami uczniów i nauczycieli, należą do niego: selekcja i wybór autorów zgodnie z kompetencjami oraz koordynacja ich prac, profesjonalna edycja tekstów, integracja tekstu, zdjęć, materiałów multimedialnych w jednym spójnym projekcie. Obowiązkiem wydawcy jest także zapewnienie zgodności z obowiązującymi podstawami programowymi oraz organizacja treści zgodnie z tokiem nauczania. Dodatkowo w grę wchodzi również zapewnienie materiałów dydaktycznych dla nauczycieli, a także, w wielu przypadkach, szkolenie nauczycieli i dostarczanie im gotowych programów nauczania. Wszystkie te elementy składają się na finalny produkt, będący owocem często wieloletniej pracy rzeszy specjalistów.

Jeśli państwo chce przejąć rolę wydawcy, powinno czynić to z poszanowaniem zasad konkurencji

Otwarte zasoby edukacyjne, dostępne np. w Internecie, powinny być traktowane jako uzupełnienie, a nie alternatywa dla profesjonalnych materiałów. Z jeden strony atrakcyjne mogą się wydawać ich bogactwo oraz szeroka dostępność. Nie zmienia to jednak faktu, że są one nieusystematyzowane, słabej jakości albo nieprzystosowane do korzystania w procesie edukacyjnym. Ilość nie idzie tu w parze z jakością, która powinna być fundamentem edukacji.

Europejscy wydawcy od dawna alarmują, że masowa produkcja publicznych, darmowych materiałów (np. e-podręczników) zaburzy konkurencję na rynku wydawniczym i pozbawi nauczycieli i uczniów dostępu do rzetelnie przygotowanych materiałów. Obserwowany obecnie w niektórych krajach mechanizm wygląda następująco. Państwo za publiczne (ew. unijne) pieniądze tworzy konkurencyjne materiały edukacyjne, co prezentowane jest opinii publicznej jako oszczędności, szczególnie dla rodziców. To perspektywa krótkoterminowa.

W perspektywie długoterminowej zapewnienie przez państwo wysokiej jakości materiałów edukacyjnych, dostosowanych do poziomu nauczania, wymaga inwestycji znacznie wykraczających poza środki zainwestowane na starcie. Nowoczesne narzędzia muszą być przecież uaktualniane. Osobną kwestią jest zakup infrastruktury informatycznej, nowoczesnego sprzętu oraz koszty jego utrzymania.

Taniej znaczy drożej

Dobrym przykładem takich pozornych oszczędności jest Słowenia, gdzie w 2007 rozpoczęto program tworzenia darmowych e-zasobów edukacyjnych za publiczne pieniądze. Z powodu nieuczestniczenia w programie profesjonalnych wydawnictw efektem były materiały złej jakości, krytykowane przez nauczycieli oraz media, i słabo wykorzystywane. W rezultacie koszt stworzenia cyfrowych darmowych zasobów w przeliczeniu na jednego użytkownika okazał się ponad 57 razy większy niż roczne wydatki państwa na materiały drukowane.

Realizacja rządowych programów mających na celu stworzenie darmowych materiałów edukacyjnych napotkała liczne problemy w innych krajach.

W Irlandii pewną liczbę szkół wyposażono w tablety. Około 4 proc. szkół podstawowych przeszło na tryb e-podręczników (e-book only). Pojawiły się problemy typowe przy nowoczesnych i drogich urządzeniach – uszkodzenia, kradzieże itd. Część rodziców zwróciła się także do władz o ocenę potencjalnego ryzyka wynikającego ze spędzania przez dzieci dodatkowo 6–8 godzin dziennie przed komputerem.

Kuriozalnym przykładem jest Estonia, gdzie oferowane w ramach „otwartych zasobów" treści bazują na elementach wyciągniętych z materiałów wydawców i udostępniane są z naruszeniem praw autorskich.

Przykłady powyższe nie są oczywiście argumentami przeciwko korzystaniu z otwartych zasobów edukacyjnych i nowoczesnych technologii w szkole. Istniejące platformy cyfrowe (m.in. Wizwiz we Francji, Knooppunkt we Flandrii), stworzone przez profesjonalnych wydawców, oferujące wysoką jakość materiałów, są efektywne i cieszą się popularnością wśród nauczycieli i uczniów. Co ważne, umożliwiają one zdrową i korzystną dla jakości treści edukacyjnych konkurencję pomiędzy wydawnictwami.

Europejscy wydawcy stoją na stanowisku, że jeśli państwo, subsydiując tworzenie darmowych materiałów edukacyjnych, chce przyjąć na siebie rolę wydawcy, powinno czynić to nie tylko z zachowaniem zasad konkurencji, ale przede wszystkim z poszanowaniem priorytetu, jakim powinna być jakość materiałów edukacyjnych. Pozorne oszczędności i pęd do unowocześniania za wszelką cenę nie są z pewnością dobrymi receptami na przyszłość europejskiej edukacji.

Mit to bardzo niebezpieczny, ponieważ jego dalsze podtrzymywanie może negatywnie i nieodwracalnie zaważyć na jakości edukacji w całej Europie.

Należy to szczególnie podkreślić w kontekście toczącej się obecnie na gruncie UE debaty dotyczącej wykorzystania otwartych zasobów edukacyjnych i nowoczesnych technologii w europejskich szkołach.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni