Recesji za Odrą nie będzie. Widać to chociażby po nastrojach. DAX jest najwyżej od pięciu lat. Indeks nastrojów gospodarczych Ifo sięgnął w lutym 104,2 pkt. Wstępne dane PMI za styczeń też są dobre, a ekonomiści prognozują lekki wzrost gospodarczy w pierwszym kwartale. Kanclerz Angela Dorothea Merkel może odetchnąć z ulgą. Nic nie wskazuje, że gospodarka sprawi jej przed wyborami figla. Napracowała się na ten sukces, ale również wiele zawdzięcza uprzejmości aktorów zewnętrznych.
Powinna więc złożyć podziękowania Chińczykom za to, że umiejętnie przeprowadzili swoją gospodarkę przez proces miękkiego lądowania (i co za tym idzie nadal zapewniają popyt na niemieckie dobra eksportowe), ale jeszcze niżej powinna się ukłonić prezesowi EBC Mario Draghiemu. To on, za pomocą finansowej alchemii zdołał zamrozić kryzys w eurolandzie. To dzięki niemu inwestorzy mogą na długie miesiące zapomnieć o kłopotach południa Europy i oddać się rynkowemu samozadowoleniu. Dzięki zręczności Draghiego powstrzymano rynkowe uderzenie na Hiszpanię i Włochy nie wydając przy tym ani eurocenta. Draghi zaoszczędził niemieckiej kanclerz pieniędzy i nerwów.
Inwestorzy powinni natomiast dziękować w tym roku Merkel. Przez dłuższy czas niezręczna polityka niemieckiej kanclerz destabilizowała strefę euro. Od 2012 r. służy jednak spójności tej unii walutowej. Merkel zorientowała się, że nie należy wyrzucać Grecji z klubu, w czasie gdy Hiszpania i Włochy znajdują się na linii ostrzału. Można się więc spodziewać, że do jesiennych wyborów parlamentarnych w Niemczech, strefy euro nie spotka żadna rewolucja. Ani w sensie pozytywnym, ani negatywnym. Merkel chce, by w trakcie kampanii porządek panował w Europie.