Reklama
Rozwiń

Jak się tworzy PKB

Ekonomiści zażarcie debatują, o ile zmieni się w tym roku polski PKB. Ważniejsze jednak jest pytanie, co tę zmianę spowoduje

Aktualizacja: 25.02.2013 11:40 Publikacja: 25.02.2013 11:39

Zgodnie z definicją, PKB to suma wartości tzw. finalnych dóbr i usług wytworzonych w gospodarce w ciągu roku. Ale to, co w ekonomii nazywa się „dobrem", może być w rzeczywistości „złem". Jeśli to złe dobra i usługi pchają PKB w górę, nie ma się z czego cieszyć.

Ja na przykład miałem ostatnio przyjemność korzystać z „usług" komornika. Jako windykowany, rzecz jasna. Otrzymałem wezwanie do zapłaty blisko 600 zł, do których po kosztach sądowych i egzekucyjnych rozrósł się (w nieco ponad rok!) mandat za parkowanie w niedozwolonym miejscu, opiewający na 100 zł.

Szczerze mnie to zaskoczyło, bo od czasu, gdy dostałem mandat, nie otrzymałem żadnych monitów, ponagleń, ani zawiadomień o sprawie w sądzie itd. Zresztą, byłem przekonany – a nawet informowany przez stołeczną straż miejską – że niezapłacone mandaty są ściągane z pensji lub podatków.

Zanim zdążyłem sprawę wyjaśnić i zapoznać się z prawem, komornik zajął mi konto bankowe, auto i pensję. Czyli kilkaset złotych długu zabezpieczył majątkiem wartym kilkadziesiąt tysięcy złotych. Oczywiście, wszystkie pisma – do pracodawcy, do banku i do odpowiednich urzędów – to koszt mojej „usługi". Im więcej tych pism, tym wyższy PKB.

Przestraszony tempem komorniczych działań, spłaciłem jego roszczenia. Ale nie ze swojego konta, bo przecież było zajęte. To wymagało kolejnych dwóch pism – do właściciela konta, z którego wyszedł przelew i do mnie. I oczywiście dopłaty.

Reklama
Reklama

Stawianie coraz to nowych radarów przy drogach to forma polityki fiskalnej. Rząd szuka po prostu nowych wpływów do budżetu. Ale gdyby miał dobrych doradców ekonomicznych, mógłby z tego zrobić też politykę stymulacyjną i położyć kres spowolnieniu gospodarczemu.

Wystarczyłoby, aby wszystkie niezapłacone na czas mandaty trafiały do komorników, najlepiej tych nadgorliwych. Wezwania i zawiadomienia krążyłyby po gospodarce, pompując PKB. A przecież to nie wszystko! Ten i ów zatrudniłby prawnika do wyjaśnienia swojej sprawy, czyli kupiłby kolejną usługę. Więcej pracy byłoby też dla sędziów i listonoszy. A komornicy, prawnicy, sędziowie i listonosze mają przecież pensje, które wydadzą na dobra i usługi, może nawet te dobre.

Zgodnie z definicją, PKB to suma wartości tzw. finalnych dóbr i usług wytworzonych w gospodarce w ciągu roku. Ale to, co w ekonomii nazywa się „dobrem", może być w rzeczywistości „złem". Jeśli to złe dobra i usługi pchają PKB w górę, nie ma się z czego cieszyć.

Ja na przykład miałem ostatnio przyjemność korzystać z „usług" komornika. Jako windykowany, rzecz jasna. Otrzymałem wezwanie do zapłaty blisko 600 zł, do których po kosztach sądowych i egzekucyjnych rozrósł się (w nieco ponad rok!) mandat za parkowanie w niedozwolonym miejscu, opiewający na 100 zł.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
Ukraina po 3,5 roku wojny: wiatr wieje w oczy, pomoc wygasa, a planu B brak
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Panika nad wyschniętą kałużą
Opinie Ekonomiczne
ArcelorMittal odpowiada Instratowi
Opinie Ekonomiczne
Jak zasypać Rów Mariański deficytu finansów publicznych w Polsce
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Cud zielonej wyspy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama