Jak sięgam pamięcią, marszałkowie przejmować Przewozów Regionalnych wcale nie chcieli. Pomysł był na rękę rządowi, który chciał pozbyć się przynoszącej straty spółki utrzymującej się głównie z dotacji marszałków do zamawianych przez nich kolejowych połączeń regionalnych. Jak zapewniały kolejne zarządy przewoźnika ponoszone rok do roku straty wynikały z faktu, że marszałkowie nie płacili za wszystkie zamawiane pociągi. Z kolei marszałkowie płacić nie chcieli bo jak twierdzili, nie wiedzą na co idą pieniądze. Zaklęte koło miało przerwać właśnie przekazanie spółki samorządom. Spółka startę zmniejszyła, ale już na spłatę zaległych długów - około 500 mln zł wraz z odsetkami, marszałkowie pieniędzy nie mieli, odsetki więc rosły.
Decyzja o umorzeniu przez państwową spółkę części odsetek budzi sporo kontrowersji. Z jednej strony inni przewoźnicy, którzy w latach 2008 – 2009 również zadłużyli się nie płacąc za korzystanie z torów, nie mogli liczyć na umorzenie części zobowiązania.
Zaraz tego samego może zażądać PKP Intercity, które wciąż zalega PKP PLK około 120 mln zł wraz z odsetkami. Dlaczego na rynku mają być równi i równiejsi?
Sama PKP PLK nie est w na tyle dobrej kondycji finansowej by lekką ręką darować takie pieniądze. Rozłożenie zobowiązania na raty daje jednak większe prawdopodobieństwo, że dług w ogóle zostanie choć w części spłacony.
A może PKP PLK poszła wobec Przewozów Regionalnych na zbyt małe ustępstwa? Bądź co bądź to jej właściciel ponad 4 lata temu przekazał spółkę zadłużoną, deklarując, że historyczne zobowiązania się za nią nie ciągną.