Wypowiedź prezesa NBP (wywiad dla „WSJ" z 18 lutego), którą można wręcz odczytać jako werbalną interwencję na rynku długu, to kolejny wyraz zaniepokojenia strukturą finansowania długu Skarbu Państwa. Niepokojący jest bowiem rekordowy poziom udziału inwestorów zagranicznych w rynkowych skarbowych papierach wartościowych. Udział ten wzrósł w roku 2012 do 37 proc. z poniżej 30 proc. notowanych w roku 2011.
Obawy m.in. prezesa NBP prawdopodobnie dotyczą scenariusza, w którym doszłoby do odpływu inwestorów portfelowych, w szczególności tak zwanych „hot money". Scenariusz ten przypominałby wydarzenia z roku 2008/2009 kiedy to kurs EUR/PLN poszybował w kierunku 4,90, a krajowy rynek obligacji praktycznie zamarł.
Reanimację przyniosła interwencja NBP w postaci zapewnienia długoterminowych pożyczek pod portfele obligacji skarbowych. W efekcie banki polskie zamortyzowały falę wyprzedaży polskich obligacji przez inwestorów zagranicznych.
W roku 2008/2009 portfel inwestorów zagranicznych wynosił jednak jedynie 65 mld zł i skurczył się „tylko" do 55 mld zł. Biorąc pod uwagę, że obecnie wartość portfela inwestorów to niemal 200 mld zł obawy przed realizacją negatywnego scenariusza wydają się być uzasadnione.
Jakie narzędzia ma NBP
Przyjmijmy tezę prezesa NBP, że dalszy wzrost zaangażowania „zagranicy" w Polski dług zwiększa ryzyko scenariusza masowego odpływu kapitał (uprawnione jest twierdzenie, że obecni nabywcy mogą być coraz gorszej jakości, używające kalki językowej nowi inwestorzy to często tzw. „słabe ręce", przewartościowanie polskich obligacji może skutkować powstaniem bąbla etc.