Kilka miesięcy pozornej poprawy nastrojów w strefie euro zakończyło się wraz z nową falą niepokoju, którą wywołały nierozstrzygnięte wybory we Włoszech, a także spór o warunki pakietu ratunkowego dla Cypru. Obydwa wydarzenia mają swoje źródła w napięciach wewnątrz strefy euro pomiędzy państwami północnymi, które udzielają kredytów, a południowymi, które są zmuszone do podejmowania niepopularnych środków oszczędnościowych oraz reform strukturalnych będących częścią ich programów pomocowych. Jest to dowód na to, że ocalenie euro na dłuższą metę to wyzwanie bardziej polityczne niż ekonomiczne.
Na początek krótka powtórka. Osiem miesięcy temu Cypr dołączył do grona państw strefy euro starających się o wsparcie finansowe. Wynikało to mniej z rozrzutnego wydawania pieniędzy, a bardziej z konieczności zapewnienia pomocy rządu dla przeciążonego sektora bankowego, który stanął przed groźbą krachu po redukcji greckiego długu (cypryjskie banki trzymały duże ilości greckich obligacji). Jednak porozumienie z ówczesnym komunistycznym prezydentem Demetrisem Christofiasem bylo niemożliwe, dlatego kwestia ta została odłożona aż do wyboru nowego prezydenta, konserwatysty Nicosa Anastasiadesa, którego pozostali członkowie strefy euro uznali za bardziej wiarygodnego partnera.
W tym momencie do gry wkracza polityka wewnętrzna strefy euro. Kraje północne, zwłaszcza Niemcy przed zbliżającymi się wyborami, są zmęczone ratowaniem innych państw członkowskich. Dlatego też zajmują w tej sprawie jeszcze bardziej twarde stanowisko. W szczególności reputacja Cypru jako państwa przyjaznego praniu brudnych pieniędzy, w którym około jedna trzecia depozytów należy do obcokrajowców (głównie bogatych Rosjan), wywołała falę sprzeciwu wobec porozumienia postrzeganego jako fundowany przez europodatników pakiet pomocowy dla mafijnych interesów i rosyjskich oligarchów. Nowa niemiecka partia anty-euro „Alternatywa dla Niemiec" z pewnością zrobiłaby wielką awanturę, gdyby wyglądało tak, jakby rządzie Niemckiemu nie udało się uzyskać korzystnych warunków.
W związku z tym, w zamian za 10 miliardową pożyczkę, Cypr miał wprowadzić swoje własne środki zwiększenia dochodów, przede wszystkim podatek w wysokości 6.75% od depozytów o wartości poniżej 100 000 euro i 9.9% - powyżej tej wartości. Tym sposobem miał zyskać dodatkowe 5,8 miliardów euro. Choć inni członkowie strefy euro zdystansowali się od tej decyzji, podkreślając, że została podjęta przez władze państwowe, w rzeczywistości Cypr nie miał do wyboru zbyt wielu innych rozwiązań, które nie podniosłyby stosunku długu publicznego do PKB powyżej dopuszczalnego limitu.
Niemniej jednak, pomimo przewidywanego wyczerpania gotówki przez rząd w czerwcu oraz faktu, że sektor bankowy utrzymuje się na powierzchni wyłącznie dzięki pomocy EBC, cypryjski parlament odrzucił wczoraj tę propozycję. Nawet partia prezydenta Anastasiadesa wstrzymała się od głosu. Sytuacja, w której parlament państwa starającego sie o pożyczkę odrzuca przyjęcie warunków jej otrzymania, jest bezprecedensowa. Co dalej? Należy podkreślić, że najbardziej prawdopodobnym następstwem będą kolejne negocjacje z partnerami krajowymi i międzynarodowymi, z nieco złagodzoną propozycją przeznaczoną pod głosowanie parlamentu. Jednak nowe decyzje muszą zapaść szybko. Nie dosyć, że rządowi kończą się pieniądze, to banki pozostaną tymczasowo zamknięte, co praktycznie uniemożliwia funkcjonowanie biznesowi i gospodarce. Ponadto mamy tu bezpośrednią zależność – jakiekolwiek znaczne rozluźnienie warunków aby zdobyć zgodę cypryjskich parlamentarzystów może wzbudzić sprzeciw deputowanych z Niemiec, Holandii i innych kredytujących krajów członkowskich.