Widmo nowelizacji

Widmo krąży nad Polską, widmo nowelizacji budżetu. A to by dopiero było!

Publikacja: 23.05.2013 23:21

Widmo nowelizacji

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Minister Rostowski, specjalizujący się w bezlitosnym łajaniu opozycji, musiałby posypać łysinę popiołem, a następnie udać się na klęczkach do Sejmu, by potem przykuty niewidzialnymi łańcuchami do mównicy (tak jak w średniowieczu przykuwano do pręgierza złoczyńców) pokornie wysłuchać, jak sobie wszyscy na nim do woli używają. Na nim, na polityce gospodarczej rządu, na „zielonej wyspie".  Jak mówi stara pieśń, którą podśpiewują sobie pod nosem czekający tylko na tę chwilę posłowie opozycji – już zemsty nadszedł czas!

Sądzę jednak, że analitycy wieszczący nieuchronność nowelizacji budżetu mogą się mylić (choć oczywiście scenariusza tego nie da się wykluczyć).  Czynniki pchające w tę stronę są jeszcze nadal słabsze niż ciągnące w drugą.

Co zwiększa prawdopodobieństwo nowelizacji? Przede wszystkim sytuacja gospodarcza. Na podstawie nawet wstępnych danych GUS można się łatwo zorientować, że rzeczy nie układają się po myśli ministra. Wzrost gospodarczy jest bardzo mizerny, a w dodatku jego struktura nie sprzyja wysokim dochodom podatkowym (bo wysokie podatki ściąga się głównie z rosnącej konsumpcji i importu – a te akurat są w stagnacji).  Na krótką metę dla budżetu bardzo niekorzystny jest też silny spadek inflacji (bo wraz z nim wolniej od założeń rosną wpływy podatkowe, podczas gdy dla wzrostu wydatków nie ma to większego znaczenia).

Odbicie tych zjawisk widać już wyraźnie w statystykach budżetowych, a przede wszystkim w niższych od oczekiwań wpływach z tytułu VAT i w wyższym od założeń deficycie.  Obawiam się też, że bardzo źle może ułożyć się sytuacja w ZUS.  Liczby nie wyglądają może jeszcze strasznie, ale wobec kiepskich perspektyw wzrostu PKB trudno oczekiwać, by budżetowe straty z początku roku było łatwo odrobić.

Na rzecz nowelizacji budżetu działa jeszcze i to, że w gruncie rzeczy nie wiązałoby się to z większym ryzykiem.  Minister finansów sprzedaje teraz inwestorom tyle obligacji, ile tylko ma ochotę, płacąc im za to rekordowo niskie odsetki.  Zamiast obcinać wydatki lub podwyższać podatki – co byłoby alternatywą dla nowelizacji budżetu, ale groziłoby pogorszeniem szans przyspieszenia ledwo co dyszącej dziś gospodarki – aż prosi się, by po prostu pozwolić sobie na umiarkowany wzrost deficytu.

No tak, ale są i przeciwwskazania, a te wyglądają dziś bardzo poważnie.  Po pierwsze, są to straty polityczne, a zwłaszcza głębokie upokorzenie, jakim byłaby dla rządu konieczność przeprowadzenia przez Sejm nowelizacji. Już opozycja zadbałaby o to, by minister Rostowski do końca życia zapamiętał sobie ten dzień!  Po drugie, nieco mniej przykra, ale jednak nieprzyjemna rozmowa czekałaby go również w Brukseli.  No i wreszcie znaczący wzrost deficytu zwiększałby ponownie ryzyko przekroczenia magicznej granicy 55 proc. relacji długu publicznego do PKB.  A tego minister boi się jak ognia.

Głoszony przez klasyków prymat polityki nad ekonomią zapewne zrobi swoje – a więc i minister zrobi wszystko, by nie musieć nowelizować budżetu.  Jeśli rzeczywiście będzie chodzić tylko o kilka–kilkanaście miliardów złotych, sprawę da się zapewne załatwić doraźnymi oszczędnościami, zamieceniem części deficytu pod dywan (czyli przesunięciem go do innych części sektora publicznego), ewentualnie dalszym ograniczeniem składki przekazywanej do OFE.  Działania mało efektowne – ale skuteczne, co może potwierdzić całkiem liczna grupka byłych polskich ministrów finansów, która ich w przeszłości w takim czy innym stopniu spróbowała.

Witold M. Orłowski, główny ekonomista PwC w Polsce

Minister Rostowski, specjalizujący się w bezlitosnym łajaniu opozycji, musiałby posypać łysinę popiołem, a następnie udać się na klęczkach do Sejmu, by potem przykuty niewidzialnymi łańcuchami do mównicy (tak jak w średniowieczu przykuwano do pręgierza złoczyńców) pokornie wysłuchać, jak sobie wszyscy na nim do woli używają. Na nim, na polityce gospodarczej rządu, na „zielonej wyspie".  Jak mówi stara pieśń, którą podśpiewują sobie pod nosem czekający tylko na tę chwilę posłowie opozycji – już zemsty nadszedł czas!

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację