Choć to generalnie zła informacja, to indeksy w Stanach Zjednoczonych wspięły się na nowe historyczne szczyty. Skorzystał też warszawski parkiet, choć u nas pewnie wkrótce na rynek powróci temat OFE, który od dłuższego już czasu skutecznie hamuje popyt. Ale zostawmy naszą giełdę.
Decyzja amerykańskiej rezerwy jasno wskazuje jednak, że wpompowane od początku kryzysu w gospodarkę bilony dolarów nie przynoszą zamierzonego efektu. Owszem, pacjent trochę odżył, co zresztą widać w publikowanych danych makroekonomicznych z amerykańskiej gospodarki, ale nie na tyle, by można go odłączyć od kroplówki. Ta będzie się nadal sączyć ku uciesze rynków finansowych. Jak długo – tego pewnie nie wie sam Ben Bernanke. Z pewnością wie on natomiast jedno, że zaostrzenie polityki pieniężnej teraz skutkowałoby zakończeniem hossy na rynkach, którą zresztą sam swoją polityką wywołał.
Możemy się zatem spodziewać, że w krótkim terminie na giełdach walutowych, towarowych i akcji w dalszym ciągu będziemy obserwować apetyt na ryzykowne aktywa. Ale też dużą zmienność notowań, zwłaszcza że Fed w oczach inwestorów stał się trochę mniej wiarygodny. Przypomnijmy, że jeszcze w czerwcu Bernanke zapowiadał obcięcie programu skupu obligacji. Nic takiego nie nastąpiło i tak naprawdę wciąż nie wiadomo, kiedy nastąpi. A taka niepewność będzie sprzyjała wszelkim spekulacjom, w rytm których będą podążały rynki finansowe. W dłuższej perspektywie dalsze drukowanie dolarów może się jednak dla pacjenta okazać zabójcze.