Tłumaczą, że gospodarka w najbliższych kwartałach wciąż będzie rosła zbyt wolno, aby rozbudziły się apetyty Polaków na podwyżki wynagrodzeń, więc nie ma też obaw o wystrzał cen. W tym roku, pomimo długiej zimy, portfeli nie pustoszy nam droga żywność. Chyba że nasza dieta składa się głównie z ziemniaków. Te bowiem są w tym roku dwa razy droższe niż w ubiegłym. Ogólnie jednak, jak wynika z analizy „Rz", na koniec roku za produkty żywnościowe zapłacimy niewiele ponad 2 proc. więcej niż rok wcześniej. To niższy wzrost niż w poprzednich latach.
Eksperci ostrzegają jednak, że to właśnie m.in. żywność może stać się w najbliższym czasie źródłem niemiłych inflacyjnych niespodzianek. Wysokość cen na sklepowych półkach zależy bowiem od tego, co dzieje się z cenami surowców na światowych rynkach. Choć wydaje się, że są one teraz na relatywnie niskich poziomach, to wystarczy, że globalna gospodarka zacznie mocniej przyspieszać, a ryzyko surowcowych szoków stanie się jak najbardziej realne. Zwłaszcza że pompowane przez banki centralne w gospodarkę pieniądze prędzej czy później gdzieś się wyleją i – jak ostrzegają niektórzy ekonomiści – niewykluczone, że wywindują właśnie ceny surowców.
Dlatego inflacji nie należy ignorować. Czujni powinni pozostać zwłaszcza zapatrzeni we wzrost gospodarczy bankierzy centralni. Nasza Rada Polityki Pieniężnej ostatnio łagodnieje, nawet jej zwykle jastrzębio nastawieni członkowie nie wykluczają, że stopy procentowe pozostaną rekordowo niskie jeszcze przez kilka kolejnych kwartałów. Zareagować w porę – to wyzwanie dla RPP na drugą połowę kadencji. Aby nadwerężonych kryzysem portfeli Polaków nie przycisnęła za jakiś czas także drożyzna.