Nawet jeśli wiele z 1,3–1,5 mln polskich rodzinnych firm nie jest  do końca  świadomych tego, że  budują podwaliny  biznesu, który zapewni  dobrobyt  kilku  kolejnym generacjom.  Korzysta  z tego zresztą cała gospodarka.

Jak wynika z  badań Boston Consulting Group, takie przedsiębiorstwa wyróżniały  się w kryzysie  niższym zadłużeniem, większą aktywnością  na międzynarodowych rynkach, większymi inwestycjami w ludzi  – w przeliczeniu na pracownika –  i wyraźnie niższą rotacją pracowników (co  czasem  może okazać się słabością – jeśli ogranicza dopływ „świeżej krwi").

O ile na świecie rolę i zalety rodzinnych biznesów docenia się od lat, o tyle w Polsce przedmiotem zainteresowania  specjalistów stały się one stosunkowo niedawno, do czego przyczyniły się także unijne fundusze. To dzięki nim powstało kilka projektów edukacyjnych – programów szkoleń, a  nawet studiów uwzględniających specyfikę zarządzania rodzinnymi firmami. Przybywa  ekspertów wyspecjalizowanych w procesach sukcesji w rodzinnych przedsiębiorstwach. Unijne programy przyczyniły się też do aktywności stowarzyszeniowej familijnych biznesów, które coraz częściej szukają okazji do wymiany doświadczeń i współpracy.

Jednak z tych możliwości tak naprawdę korzysta na razie  góra kilkaset firm.  Szkoda,  bo zdobyta w ten sposób wiedza może zadecydować o przetrwaniu wielu z nich. Wprawdzie przedsiębiorcy, którzy bez biznesowego przygotowania rozkręcali firmy, inwestują często w profesjonalną edukację młodego pokolenia, ale jest ryzyko, że nie  zdąży ono  wykorzystać swej wiedzy w praktyce.