Tymczasem inicjatywa banków tak mi się podoba, że mogę powtórzyć za Gordonem Gekko: „Chciwość jest dobra", bo ta chciwość zmusi nas do oszczędzania.
Więcej – mam nadzieję, że otworzy nam klapki, które mamy na oczach. Chodzi mi o produkt, który do swej oferty wprowadziło zaledwie pięć instytucji. Wierzę, że to jednak dopiero początek. Automatyczne oszczędzanie – bo o tym mowa – mogłoby zrewolucjonizować nasze podejście do odkładania pieniędzy. To, że nie oszczędzamy, jest faktem i nie będę się nad tym rozwodził, bo poświęciłem temu niedawno odrębny felieton, ale chciałbym powiedzieć: nie wszystko jeszcze stracone.
Automatyczne oszczędzanie polega na zaokrąglaniu końcówek z transakcji kartami płatniczymi i przelewaniu ich na oddzielny rachunek oszczędnościowy. Przykładowo: jeśli płacimy za coś w sklepie 28 złotych, transakcja zostanie zaokrąglona do 30 złotych, z czego 2 złote trafi na odrębny rachunek. To oczywiście nie jedyny sposób. Można także zdecydować się na przelewanie zawsze stałej kwoty lub sumy wyznaczanej procentowo. Zawsze jednak chodzi o to samo – aby coś na to konto skapnęło.
Kokosów nie da się na tym zarobić, bo konta te oprocentowane są mniej więcej na poziomie lokat. Tu nie chodzi jednak o zysk z odsetek. Chodzi o to, aby przyzwyczaić do regularnego odkładania. Suma na początku nie robi wrażenia, bo czasami na konto przelewanych jest zaledwie klika groszy. Ale po pewnym czasie aż miło popatrzeć na to, co się uzbierało. Wiem, bo sam skusiłem się na takie rozwiązanie. Magia małych kwot. I czas. I jeszcze jedna sprawa. Bank, w którym oszczędzam, i z tego się cieszę, ukrył przede mną moje oszczędności. Nie dosłownie, ale tak skonstruował stronę internetową, że po zalogowaniu się do bankowości elektronicznej nie widzę sumy oszczędności. Aby ją sprawdzić muszę poklikać. A nie zawsze mi się chce. Oszczędności nie widać, więc nie kuszą, a i tak powolutku sobie rosną.
Mam nadzieję, że śladem pięciu banków pójdą następne. Choć w zasadzie jest to już chyba przesądzone, bo te, które zapoczątkowały akcję automatycznego oszczędzania należą do liderów rynku. A ci wyznaczają trendy. I tak jak nie cierpię, gdy politycy majstrują przy naszych finansach, to gdyby napisali ustawę nakazującą wszystkim Polakom posiadanie takiego rachunku oszczędnościowego, podpisałbym się pod nią obiema rękami. Banki nakierowane na zysk wymyśliły produkt dający im przyrost depozytów. Ale dzięki temu – a może tylko przy okazji – pokazały, że regularne oszczędzanie nawet niewielkich kwot ma sens. Taka chciwość to mi się podoba.