Zając na lotnisku

Ubiegły tydzień był pełen emocji nie tylko na wybrzeżu.

Publikacja: 17.02.2014 08:33

Zając na lotnisku

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Komisja Europejska nakazała zwrot publicznych pieniędzy wydanych na budowę infrastruktury lotniska Gdynia Kosakowo. Spółka, która je buduje, ma milion w kasie i trochę sprzętu: biurka, krzesła, komputery. To wszystkie środki, jakimi dysponuje, więc nie bardzo ma co zwracać. W tej sytuacji jedynym wyjściem jest bankructwo i zapewne tak się stanie.

Przy tym władze Gdyni nie rezygnują i zapewniają, że lotnisko w Gdyni i tak powstanie, tyle że później. Jak? i Kiedy? Za co? Na to pytanie pewnie dzisiaj nikt nie potrafi odpowiedzieć. Jest jeszcze pytanie: po co? Uzasadnienie, że mogłoby przyjmować samoloty kiedy w Kosakowie jest ładna pogoda, a w Rębiechowie mgła, jest dość słabe.

W najbliższą środę władze hiszpańskiego Ciudad Real położonego między Cordobą a Madrytem będą po raz kolejny próbować sprzedać lotnisko. Port był gotowy w 2008 roku, wybudowany za pieniądze regionu i inwestorów prywatnych. Początkowo próbował tutaj latać niskokosztowy Vueling, ale nie miał kogo wozić, więc loty zlikwidował. Od tego czasu nie wystartował stamtąd ani jeden samolot pasażerski, chociaż pasy o długości 4,2 km, zresztą najdłuższe w Europie pozwalają np na przyjmowanie superjumbo A380. Ostatecznie z planowanych 2,5 mln pasażerów (na początek, bo docelowo miało być to 10 mln, tak jak warszawski port im. Chopina) udało się w najlepszym 2008 roku ściągnąć 10 tysięcy. Myślano o otwarciu terminalu cargo, ale bardziej opłaca się wozić ładunki do Madrytu, bo to dalej o 20 minut lotu. Teraz te rekordowo długie pasy zamalowane są żółtymi krzyżami, tak aby któremuś z pilotów nie przyszło do głowy tutaj lądować.

Na razie lotnisko jest wynajmowane do kręcenia filmów, kręcił tutaj nawet Pedro Almodovar, a po nim jeszcze Santiago Segura. Stacja telewizyjna Telecinco zlokalizowała tutaj akcję filmu o tragedii samolotu Spanair na madryckim Barajas, kiedy zginęło 154 osoby. Potem jeszcze pokazał się Van Damme, który kręcił reklamy telewizyjne. W każdym razie na stałe zatrudnionych jest tu 6 osób. Podobnie, jak w porcie Gdynia Kosakowo.

Cidudad real, to 75-tysięczna miejscowość pozbawiona atrakcji turystycznych. Położona o 200 km od Madrytu i tyle samo oddalona od Cordoby, jest mało atrakcyjna, jak mało które hiszpańskie miasto. jest za to dobrze skomunikowana z resztą kraju. Do andaluzyjskiego wybrzeża godzina jazdy szybkim pociągiem, bądź autostradą. Czyli można by tu lądować i jechać dalej? Tyle, że i w Andaluzji samoloty lądują bez problemu.

Inwestycja kosztowała miliard euro, do tego jeszcze doszło zadłużenie ponad pół miliarda, w rezultacie właściciele zbankrutowali w 2012 roku, bo ani nie było chętnych do latania, ani do nabycia.

I z tym kupnem dalej są problemy. W październiku 2013 władze regionalne ogłosiły przetarg na sprzedaż portu. Cena wywoławcza, 100 mln euro. I zgłosił się jeden chętny, gotowy zapłacić 120 mln, ale mu lotniska nie sprzedano „ze względów formalnych". Teraz w najbliższą środę właściciele zrobią drugie podejście. Podobno, ale tylko „podobno" jakiś szwajcarski milioner chce kupić obiekt, żeby lądowały tutaj samoloty przyjeżdżających na polowania.

Ambicje hiszpańskich władz regionalnych doprowadziły do tego, że w tym kraju powstało 47 państwowych portów lotniczych. Niektóre doskonale dają sobie radę, ale wiadomo również, że wiele z nich nie przyjmuje żadnych lotów komercyjnych, a 15 może się pochwalić liczbą pasażerów mniejszą, niż 100 tysięcy (czyli jeden lot dziennie), uważanych za absolutną granicę szansy na rentowność.

Przy tym Ciudad Real wcale nie jest w najgorszej sytuacji. Nawet lotnisko w Castellon na wybrzeżu Morza Śródziemnego otwarte w marcu 2011 nie było w stanie wynegocjować ani jednego połączenia.

Hiszpańskie niewypały lotnicze powstawały podczas kampanii wyborczej, kiedy u władzy byli socjaliści. Lotniska miały dać pieniądze regionom i pracę ich mieszkańcom. Okazało się, że nawet Ryanair nie chciał uznać ich za tanią alternatywę dla głównych portów. Chociaż jak najbardziej wykorzystał ich istnienie jako argument do twardych negocjacji z władzami głównych lotnisk.

Na razie po lotnisku Ciudad Real biegają króliki, zające i lisy. Rzeczywiście może to być pomysł, żeby tu przywieźć myśliwych. Tylko, że jak już wszystko wystrzelają, to co będzie potem?

I o tym zapewne myślała Komisja Europejska nakazując zwrot publicznych pieniędzy przez zarządzających portem Gdynia-Kosakowo.

Komisja Europejska nakazała zwrot publicznych pieniędzy wydanych na budowę infrastruktury lotniska Gdynia Kosakowo. Spółka, która je buduje, ma milion w kasie i trochę sprzętu: biurka, krzesła, komputery. To wszystkie środki, jakimi dysponuje, więc nie bardzo ma co zwracać. W tej sytuacji jedynym wyjściem jest bankructwo i zapewne tak się stanie.

Przy tym władze Gdyni nie rezygnują i zapewniają, że lotnisko w Gdyni i tak powstanie, tyle że później. Jak? i Kiedy? Za co? Na to pytanie pewnie dzisiaj nikt nie potrafi odpowiedzieć. Jest jeszcze pytanie: po co? Uzasadnienie, że mogłoby przyjmować samoloty kiedy w Kosakowie jest ładna pogoda, a w Rębiechowie mgła, jest dość słabe.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację