To bardzo dobry pomysł. Dla nas, kierowców, oznacza przede wszystkim wielką oszczędność czasu – płynniejszą jazdę wygodną trasą. Dziś tasiemcowe korki przed punktami opłat potrafią przekreślić i przyjemność z jazdy autostradą, i czasowy zysk z niej. Szczególnie daje się to we znaki przy podróży krótką w końcu trasą z Katowic do Krakowa. Co z tego, że płatny odcinek przejeżdżam w niespełna pół godziny, jak potem przy bramce zdarza mi się czekać po 15 minut. Miałem okazję stać też po kilkadziesiąt minut pod Gliwicami czy pod Gdańskiem. A Państwo pewnie także w wielu innych miejscach. Już zatem odliczam czas do 2016 r., kiedy zmiana ma wejść w życie.

Jak zawsze, jest i druga strona medalu, a nawet kilka jej elementów. Po pierwsze, decyzja oznacza, że wielkie środki na punkty opłat zostały wyrzucone w błoto. Tylko na odcinku Wrocław–Katowice koszt bramek przekroczył 230 mln zł (ale za to może uda się zaoszczędzić 1,4 mld zł potrzebne na bramki brakujące jeszcze w obecnym systemie). Po drugie, viaAUTO działa w systemie prepaid. Czyli musimy wpłacić pieniądze, zanim z niego skorzystamy. To dla kierowców oznacza zamrożenie gotówki (a dla operatora systemu – darmowy kredyt). Po trzecie wreszcie, doświadczenia z systemem viaTOLL (dla ciężarówek) pokazują, że zdarzają się błędy. I urządzenie nie sygnalizuje, że na koncie nie ma środków, tylko skrupulatnie nalicza kary. Pisaliśmy o tym w „Rz" nie raz. Ale jest jeszcze czas, by system dopracować.

Niemniej korzyści z płynnej jazdy i zaoszczędzonego czasu przeważają. A może będzie i jeszcze jeden plus. Przy starcie viaAUTO na trasach zarządzanych przez państwo urządzenia viaAUTO były w promocji za ok. pół ceny (70 zł vs. 135 zł). Mam nadzieję, że pomysł wróci.