Tytuł „Do góry nogami" przewrotnie nawiązuje do dawnego widzenia świata, ale też jest typowo polskim powiedzeniem, oznaczającym coś, co postawione jest do góry nogami czy niezrozumiale, nie tak jak być powinno. Tak właśnie jest z cenami paliw w Polsce, a z tego co mi opowiadają tutaj Nowozelandczycy, także w Nowej Zelandii, czy to się władzy (każdej) podoba czy nie.
W Kuwejcie litr benzyny kosztuje odpowiednik 66-70 gr i od razu wiadomo, że jest się w kraju stojącym na ropie. W Rosja, która pompuje najwięcej na świecie, paliwa są o połowę tańsze niż w Polsce, choć Rosjanie też są niezadowoleni, bo w ostatnim czasie płacą coraz drożej.
W Polsce z kolei, kiedy w czerwcu pójdziemy na rynek, to od razu wiemy, że jesteśmy w krainie truskawek, a jesienią - ziemniaków i jabłek. Ceny są bowiem niskie, a wybór ogromny. W Nowej Zelandii, gdzie jak podaje Pani Ambasador, prawie jedna czwarta paliwa pochodzi z krajowego wydobycia (mea culpa - powinnam wiedzieć), nie widać tego na stacjach benzynowych.
Jeżeli więc w Nowej Zelandii i w Polsce sytuacja z paliwami jest podobna czyli postawiona do góry nogami, to w produkcji zielonej energii Nowa Zelandia bije na głowę nie tylko nas - ciągnących się w europejskim ogonie energetyki odnawialnej, ale i wiele światowych potęg.
Obecnie ponad 77 proc. zapotrzebowania na prądu Nowozelandczyków zaspokajają źródła odnawialne (przede wszystkim elektrownie wodne). A zgodnie z rządową strategią do 2025 roku udział ten wzrośnie do 90 proc..Ale nie tylko statystyki są tutaj imponujące. Najbardziej podoba mi się to, że w każdym hoteliku, gospodarstwie czy domu stoi pięć - sześć koszy na różne odpadki.