Reklama

Kuriozalny pomysł szefa OPZZ

Przewodniczący OPZZ Jan Guz wystąpił właśnie z kuriozalną ideą, by państwo odgórnie ograniczyło dochody najlepiej zarabiających osób w przedsiębiorstwach – od prezesów po specjalistów.

Publikacja: 18.04.2014 08:36

Kuriozalny pomysł szefa OPZZ

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Red

W firmach – zarówno tych państwowych, jak i prywatnych – najwyższe zarobki, wraz z wszelkimi premiami, nagrodami i dodatkami, nie mogłyby przekroczyć ośmiokrotności dochodów pracowników zarabiających najmniej.

Jeśli najniższa pensja w firmie byłaby równa ustawowemu minimum (1680 zł brutto), to limit zarobków wyniósłby 13 440 zł brutto miesięcznie. To niewiele więcej niż dwie średnie pensje w Warszawie.

Zdaniem OPZZ, dzięki limitowi zysk firmy byłby „skorelowany z dochodami tak kadry zarządzającej, jak i pracowników". „Gdyby prezes obniżał pensje pracownikom, musiałby też obniżyć je sobie" – twierdzą związkowcy. Zapewne mają dobre intencje – tak dobre jak te, którymi piekło jest wybrukowane.

Pomysł Guza zmierza do zdemontowania mechanizmu, który niejako automatycznie reguluje dochody w każdej dobrze funkcjonującej gospodarce rynkowej. Gdy mocno brakuje jakichś specjalistów, płaci się im przecież jak za zboże, aż skuszona dochodami fala kandydatów do zawodu sprawi, że ceny ich usług spadną.

Propozycja szefa OPZZ jest karykaturą proponowanej przez Komisję Europejską dyrektywy dotyczącej płac zarządów spółek giełdowych. Bruksela nie posunęła się do narzucania jakichkolwiek limitów. Proponuje, by akcjonariusze – a więc współwłaściciele firm – ustalali w nich zasady polityki płacowej i np. dochody członków zarządu jako wielokrotności średniej (a nie minimalnej) pensji w spółce.

Reklama
Reklama

Ciekawe zresztą, co na propozycję Guza powiedzą koledzy związkowcy, którzy obsiedli wiele państwowych firm i czerpią często gigantyczne dochody, jak np. na kolei.

Stawiam dolary przeciwko orzechom, że najnowszy pomysł czeka taki sam koniec, jak jego poprzednią propozycję, by ujawniać zarobki wszystkich w firmach. Po medialnym fajerwerku pójdzie w zapomnienie. Zresztą o sensie poprzedniej propozycji Guz sam natychmiast zapomniał.

W firmach – zarówno tych państwowych, jak i prywatnych – najwyższe zarobki, wraz z wszelkimi premiami, nagrodami i dodatkami, nie mogłyby przekroczyć ośmiokrotności dochodów pracowników zarabiających najmniej.

Jeśli najniższa pensja w firmie byłaby równa ustawowemu minimum (1680 zł brutto), to limit zarobków wyniósłby 13 440 zł brutto miesięcznie. To niewiele więcej niż dwie średnie pensje w Warszawie.

Reklama
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Wniosek z rozmów o pokoju jest oczywisty: musimy się zbroić
Opinie Ekonomiczne
Grzegorz Malinowski: Ile Polski w Polsce?
Opinie Ekonomiczne
Prof. Marian Gorynia: Gdzie efektywność w rozwoju kraju?
Opinie Ekonomiczne
Hubert A. Janiszewski: Obiecanki cacanki, a naród się cieszy…
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Afera na sierpień
Reklama
Reklama