Kryzys ukraiński i wojenna retoryka Rosji spełniły swoją rolę. Unia Europejska jest gotowa zwiększyć współpracę w dziedzinie energii. Ale nie w takim stopniu, jak chciałaby tego Polska. Propozycja Donalda Tuska stworzenia unii energetycznej, która wspólnie kupowałaby gaz od państw trzecich po tej samej cenie, jest nie do przyjęcia z różnych powodów.
Po pierwsze, dzieje się tak z chęci zachowania suwerenności energetycznej. Każdy kraj chce mieć prawo do negocjowania cen dostarczanej energii tak, żeby uzyskać jak najlepsze warunki. Nie chcą tego tylko ci, którzy czują się słabsi, a więc Polska czy kraje bałtyckie.
Po drugie, polska propozycja budzi poważne obawy zwolenników wolnej konkurencji. Jak w warunkach gospodarki rynkowej narzucić firmom decyzje cenowe organu administracyjnego? Polska argumentowała, że wzór do naśladowania jest. Bo paliwo do europejskich elektrowni atomowych kupuje dla wszystkich po jednej cenie Euratom. Ale Komisja Europejska (KE) w swoim komunikacie o strategii energetycznej odpiera ten argument. Owszem, kontrakty zakupu uranu muszą być przedstawiane do zaakceptowania Euratomowi. Ale nie negocjuje on ceny, tylko sprawdza, czy nie stanowią one zagrożenia dla bezpieczeństwa dostaw.
Obojętność sąsiadów
Od początku było jasne, że propozycja wspólnych zakupów gazu nie zostanie w UE przyjęta. Fakt, że nie znalazła się w komunikacie KE, który będzie w czwartek przedstawiony w Brukseli, nie może więc być zaskoczeniem. KE musi przedstawić dokument, który będzie odzwierciedlał punkt widzenia różnych krajów. A Francja, Niemcy czy Włochy nie mają ochoty, by KE w ich imieniu negocjowała kontrakty. Natomiast to, co budzi zdziwienie, to fakt, że polskiego postulatu nie poparł nikt w naszym regionie, tak zależnym od Gazpromu i z bagażem doświadczenia historycznego.
Czy Donald Tusk tak bardzo był skupiony na kampanii wyborczej i chodziło mu tylko o zdjęcia z Hollande'em, Merkel czy Van Rompuyem, że zaniedbał zabieganie o poparcie w Europie Środkowo-Wschodniej? Czechy nie chcą wspólnych zakupów gazu, Słowacja też nie jest tym zainteresowana, choć jest w 100 proc. zależna od Gazpromu. Bratysława nie czuje zagrożenia ze strony Rosji do tego stopnia, że bardzo niechętnie zgodziła się na mechanizm odwróconego przepływu gazu na granicy z Ukrainą. A Węgrzy w ramach zwiększania niezależności energetycznej zawarli z Rosją kontrakt na budowę elektrowni jądrowej.