Mimo perturbacji z dostawą szybkich pociągów Pendolino, firma nie doznała jakiegoś szczególnego uszczerbku. Jakoś tak się złożyło, przypadkiem lub nie, że burza trwa w najlepsze w innych rejonach.
Pendolino nad Wisłą już nazwano wielką wtopą i kompromitacją Polski za 665 milionów euro, bo na tyle opiewa umowa. Kompromitacja Polski, a nie Alstomu, choć to koncern nie wywiązał się z kontraktu. Festiwal oskarżeń dotyczy byłych i obecnych szefów PKP, ministrów, polityków koalicji i opozycji.
A media chwytają każdy najdrobniejszy trop wskazujący na brak kompetencji po polskiej stronie. Nawet trop dosyć zabawny, jak choćby ten, że pendolino, kiedy w końcu ruszy, może zablokować ruch towarowy do trójmiejskich portów. Jakie jeszcze nieszczęścia sprowadzi na Polskę szybki pociąg?
Ciekawostkę może stanowić fakt, że w podgrzewaniu atmosfery celują również ci konsultanci i analitycy, którzy w ostatnich miesiącach potracili lukratywne, acz ponoć nie do końca zasadne kontrakty z PKP.
Mało kto zadaje natomiast pytania trudniejsze, zwłaszcza pod adresem Alstomu. Wiadomo, że PKP Intercity nie odebrało gotowych już pociągów z powodu braku homologacji na rozwijanie prędkości do 250 kilometrów na godzinę, co było zapisane w kontrakcie. Nie wiadomo natomiast, dlaczego Alstom tej homologacji nie ma. Firma lakonicznie tłumaczy, że w Polsce brak odpowiedniej infrastruktury. Ale za granicą taka infrastruktura istnieje, a Alstom nawet nie starał się tam uzyskać papierów, choć nieoficjalnie wiadomo, że najprawdopodobniej zostałyby uznane przez Urząd Transportu Kolejowego. Firma jednak nie zrobiła nic, choć warunki kontraktu znała doskonale. O co zatem chodzi w tej grze?