Rozmowa z Leszkiem Balcerowiczem o aferze taśmowej

To jest sprawdzian tego, jakie państwo budujemy – mówi ?o aferze były szef banku centralnego Leszek Balcerowicz.

Publikacja: 17.06.2014 11:05

prof. Leszek Balcerowicz, były minister finansów, były szef NBP

prof. Leszek Balcerowicz, były minister finansów, były szef NBP

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Jest pan poruszony nagraną rozmową prezesa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem?

Prof. Leszek Balcerowicz:

Tak. W całej tej sprawie nagrań najważniejszy jest sam fakt i treść rozmowy. Nie bardzo chcę komentować jej styl. Powiem tylko tyle, że przypomina rozmowę trzech facetów konkurujących o miano najbardziej cynicznego i najbardziej męskiego.

Fundamentalną sprawą jest treść rozmowy. Uważam, że mieliśmy do czynienia z próbą targu politycznego, która w ogóle nie powinna mieć miejsca w praworządnym państwie. W tym targu politycznym z jednej strony mamy prezesa NBP Marka Belkę, a z drugiej strony ministra. Dla mnie, jako osoby, która przez lata walczyła o niezależność banku centralnego, treść tej rozmowy jest bulwersująca. Niezależność NBP jest kolosalnie ważna jako wiarygodnego obrońcy stabilnego złotego. Żeby to było możliwe, to po pierwsze, potrzebne jest fachowe kierownictwo, ale po drugie, nie może być ono upolitycznione. Upolitycznienie oznacza silne i skuteczne naciski polityków na NBP, by prowadził inną politykę pieniężną wedle ich życzeń.

To chyba w historii NBP nie pierwszy raz?

Sam to przeżyłem. Najpierw Leszek Miller, u którego zresztą Marek Belka był ministrem finansów, naciskał na bank centralny. Potem to samo robił rząd PiS. Leszek Miller i Marek Belka najpierw naciskali, by obniżyć stopy procentowe pod groźbą, że powiększą Radę Polityki Pieniężnej. Potem naciskali, byśmy odeszli od płynnego kursu walutowego. W obu tych sprawach RPP miała jednolite stanowisko, że nie należy tego czynić i nie zrobiliśmy tego. W ten sposób niezależność banku centralnego została wzmocniona. Za rządów koalicji PiS były naciski w sprawie nadzoru bankowego. Przypomnę, że również w obronie niezależności banku centralnego odmówiłem stawania przed komisją śledczą. To stworzyłoby fatalny precedens. Potem każdego szefa banku centralnego można by pod byle pretekstem przesłuchiwać. Trybunał Konstytucyjny podzielił moją opinię i niezależność banku została zachowana, a nawet wzmocniona. Ale niezależność banku ma też drugą stronę. Jeżeli NBP ma być niezależny, to jego kierownictwo nie może mieszać się do bieżącej polityki, i to w sposób skryty. Jeżeli to robi, jak w czasie tej rozmowy, to podważa wiarygodność banku centralnego jako apolitycznej instytucji. Oczywiście, NBP może i powinien wpływać na opinię publiczną. Ja, występując w Sejmie, starałem się zwracać uwagę społeczeństwa na znaczenie dla naszej gospodarki zdrowych finansów i zdrowego pieniądza. To nie miało jednak nic wspólnego z tajnymi konszachtami, jak te nagrane, w trakcie których była mowa o robieniu politycznego biznesu.

A co oferował w tej rozmowie prezes banku centralnego?

Prezes Belka daje do zrozumienia, że jest duże pole dla „poparcia" rządu przez bank centralny. On nie mówi dokładnie, w jaki sposób miało to nastąpić, ale wskazuje, że w zamian za to potrzebowałby koncesji. Uważam, że samo sugerowanie takiego targu politycznego nie mieści się w normach konstytucyjnego państwa. Jeżeli ma być zachowana ta nasza wielka zdobycz ustrojowa, jaką jest niezależny i apolityczny NBP, to w jego obronie Marek Belka powinien podać się do dymisji. Nie przemawiają przeze mnie względy personalne, odnoszę się do kwestii ustrojowych.

Co pan powie o wypowiedziach ministra Sienkiewicza?

W tej sprawie mogę powiedzieć tylko jedno. Minister spraw wewnętrznych dopuszczający do takiego partactwa, że jest podsłuchiwany, jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa. Powinien być natychmiast zdymisjonowany. Pomijam nawet to, co opowiadał o funkcjonowaniu państwa.

 

 

 

 

 

 

Czyli rozmowa jest dowodem na działanie polityczne banku centralnego?

Instytucji, która powinna być apolityczna, czyli jej kierownictwo nie powinno wchodzić w rozmowy o tajnych układach politycznych. Wielu ludzi gorszy, że prezes Belka domaga się głowy ministra. Ja też uważam, że było to nieodpowiednie. Niektórzy mówią, że ten minister chciał tego samego co Belka, czyli by bank centralny mógł drukować pieniądze, by pomóc rządzącym. To miałoby być argumentem za tym, że nic się nie stało. Ale stało się. Bo być może prezesowi nie spodobał się minister nie ze względu na poglądy, ale ze względu na wygląd lub sposób mówienia. To łamie wszelkie normy apolityczności, a przez to niezależności NBP.

A co pan powie o samym omawianym pomyśle finansowania przez NBP deficytu budżetowego czy też tylko wpuszczeniu do gospodarki dodrukowanych pieniędzy?

Nie zdołałem jeszcze dokładnie zanalizować tej rozmowy, więc nie jestem w stanie jej dobrze ocenić. Odniosę się więc tylko do samego problemu drukowania pieniędzy przez bank centralny, by finansować deficyt budżetowy. U nas jest to słusznie zakazane przez konstytucję. Ona ogranicza bank centralny w jego działaniu. Gdyby nie było takich ograniczeń, mogłoby dochodzić do różnych tajnych porozumień. Wyobraźmy sobie, że NBP albo jego prezes może się umawiać z rządzącymi, że dodrukuje pieniędzy albo nie dodrukuje. To jest ogromna władza polityczna, która nie powinna przysługiwać tej instytucji. Jak im się jedna władza spodoba, to drukuje, a jak nie, to nie. Dodatkowo rządzący politycy, wiedząc, że bank centralny może im ułatwić rządzenie i odkładanie reform, będą szukać dróg nacisku na bank.

Przecież w USA drukują pieniądze na potęgę.

To nie są żadne argumenty. W USA tak się już dzieje. Po pierwsze, jest to coraz bardziej krytykowane przez wielu ekonomistów i polityków. Wręcz bije się na alarm w tej sprawie. Fed został bardzo upolityczniony przez własne działania. Po drugie, Polska nie jest Ameryką, a złoty nie jest dolarem. Jeżeli drukuje się dolary, by wykupić obligacje skarbowe, to na krótką metę nie podcina to pozycji tamtejszego banku centralnego. Trzecia sprawa. Jeżeli stwarza się możliwości dodruku pieniądza, aby odsuwać reformy, to zawsze źle się to kończy. To jest taki nihilizm konstytucyjny. Muszę powiedzieć, że on u Marka Belki raził mnie już wcześniej. Szczególnie, gdy rozgrywała się sprawa wywłaszczenia ludzi z oszczędności emerytalnych, byłem bardzo nieprzyjemnie uderzony postawą prezesa Belki. On poparł to rozwiązanie, nie troszcząc się o konstytucję. Z tego, co wiem, zrobił to wbrew ekspertyzom niektórych pracowników NBP.

Dlaczego dodruk pieniądza jest taki zły?

O tym już mówiłem. Tutaj chcę ostrzec przed próbą obejścia konstytucyjnego zakazu poprzez zwolnienie banków państwowych z pewnych rygorów. Bank centralny tworzyłby pieniądz, wprowadzał go do banków publicznych, a one finansowałyby rząd. To byłoby takie cwaniackie obejście konstytucji. Mnie to razi. Uważam, że dobry ustrój polega na tym, że władzę polityczną ogranicza się w jej możliwościach szkodzenia ludziom. Uważam, że to, iż uniknęliśmy recesji, to w dużej mierze zasługa istnienia niezależnego banku centralnego. A teraz jego prezes rozmawia o tym, jak uderzyć w jedną z podstaw polskiego sukcesu gospodarczego. To jest naprawdę przejmujące. Prezes NBP chce to robić dla rządu, który mu się podoba. Nie jestem zwolennikiem pomysłów PiS. Ale jestem jednocześnie zdecydowanym przeciwnikiem mieszania się banku centralnego do partyjnej polityki.

W nowelizacji ustawy NBP jest pomysł przejściowego zwiększenia liczby członków Rady Polityki Pieniężnej. Czy nie uważa pan, że w świetle wypowiedzi prezesa Belki o kłopotach z RPP, a szczególnie z prof. Hausnerem, jest to próba zdobycia przez kierownictwo NBP wpływu na decyzje rady?

To było nieeleganckie. Zastanawiam się, czy projekt ustawy, która dotyka RPP, był z nią konsultowany. Uważam, że opinia publiczna powinna być informowana o całym przebiegu prac legislacyjnych na tym projektem. Czy RPP była w to włączona? Odnosząc się do propozycji czasowego poszerzenia składu, trzeba powiedzieć, że dobrze by było, gdyby nie trzeba było wymieniać jednorazowo całej Rady. Ale proponowana metoda jest fatalna. Dodanie nowych członków w trakcie kadencji zmienia Radę. Ten sam cel można osiągnąć przez zmniejszenie liczebności odnawianej Rady. Nie powinno się tak tego robić. Zresztą wobec ujawnienia tej rozmowy nie wyobrażam sobie, by rząd normalnie dalej procedował nad tą ustawą. Gdyby to dalej robił, byłby to niesłychany przykład głuchoty.

Jakby pan podsumował całą tę sprawę?

Żeby ją ocenić, trzeba ją z czymś porównać. Podobna sytuacja była przed laty we Włoszech. Prezes tamtejszego banku centralnego został nagrany, gdy zapewniał prezesa jednego z prywatnych banków, że będzie tak działał, by został mu sprzedany inny włoski bank. To zostało upublicznione, wywołało duże poruszenie i prezes musiał zrezygnować. Moim zdaniem to, co zostało u nas ujawnione, jest poważniejsze niż to, co stało się we Włoszech. To nie dotyczy pojedynczego banku. Dlatego mamy kolejny sprawdzian, jakie państwo budujemy. To jest zadanie dla rządu, społeczeństwa i mediów. Jeżeli sprawa rozejdzie się po kościach, to znaczy, że w Polsce nie mamy żadnych norm ograniczających władzę polityków oraz urzędników publicznych. Normy są szanowane tylko wtedy, kiedy za ich łamanie ponosi się odpowiedzialność.

Jest pan poruszony nagraną rozmową prezesa NBP Marka Belki z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem?

Prof. Leszek Balcerowicz:

Pozostało 99% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację