Instytut Wolności i Raiffeisen Polbank opublikowały raport z badań nad stanem wiedzy ekonomicznej Polaków. Instytucje są poważne. Do metody badań i ich reprezentatywności nie można mieć zastrzeżeń. Dlatego wyniki powinny być potraktowane z uwagą.
Niestety, są one zatrważające. Dotyczy to wszystkich trzech dających się wyodrębnić obszarów. Pierwszy to wiedza „warsztatowa", czyli wiadomości ogólne ułatwiające rozumienie problemów ekonomicznych; drugi: wiedza o problemach występujących w kraju; trzeci: praktyczne umiejętności poruszania się w otaczającym świecie.
Okazuje się, że odróżnienie procentów od punktów procentowych sprawiło problem aż 92 proc. Polaków. Tylko 21 proc. wie, od czego odprowadzany jest podatek Belki. Jedynie co trzeci Polak ma świadomość, że w naszym kraju obowiązują dwa progi podatkowe, a co piąty, że sposób obliczania podatku po wejściu na wyższy próg nie zmienia się w odniesieniu do całego dochodu (co ciekawe, w tym przypadku stan niewiedzy nie zależy od wykształcenia). Jedna czwarta z nas nie orientuje się, jaka jest inflacja, a to – tu przechodzimy do umiejętności praktycznych – w oczywisty sposób nie pozwala na ocenę realnej wysokości oprocentowania. Bywamy zaskoczeni, że bankomaty mogą pobierać prowizję od wypłat i że limity na kartach płatniczych można zmieniać (nie wie tego jedna trzecia badanych).
Bardzo istotny wniosek, przez grzeczność nieeksponowany przez autorów, dotyczy źródeł niewiedzy. Jak wspomniałem, wykształcenie słabo przekłada się na lepszą znajomość świata ekonomii. Autorzy kwitują to wnioskiem, że „podstawową wiedzę ekonomiczną Polacy zdobywają m.in. na rynku pracy", natomiast osoby młode, uczące się „charakteryzuje słabsza znajomość podstawowych pojęć ekonomicznych". Na świecie bywa odwrotnie, „badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych (...) wykazały, że wiedza ekonomiczna jest najefektywniej przyswajana podczas nauki w szkole".
Tu dochodzimy do tematu dyżurnego – jakości edukacji. W tym roku 29 proc. uczniów oblało maturę, w tym 25 proc. matematykę. Jest to słabszy wynik niż przed rokiem, kiedy z matematyką poradziło sobie 85 proc. uczniów, a całą maturę zdało aż 81 proc. Paradoksalnie ten wynik mnie cieszy. Matura nie była trudna (egzaminy z większości przedmiotów na słabą trójkę sam bym zdał). Nie przekraczała możliwości osoby pretendującej do bycia inteligentem. Tak wysoki odsetek oblewających dowodzi, że egzamin dojrzałości nareszcie zaczęto traktować poważnie, a jego ocena została zobiektywizowana. I to jest podstawowy (choć dalece niejedyny) sposób na poprawę poziomu edukacji.