Na kredyt można było kiedyś kupić nie tylko dom, ale i przy okazji marmurowe płytki do jego wykończenia. Hulaj dusza, piekła nie ma.
Kryzys nauczył banki większej ostrożności. Nie pożyczają już na nieruchomości lekką ręką. Pięć lat temu za całkiem atrakcyjne uchodziły kredyty obłożone 2,3-proc. marżą. Dziś kredyty mieszkaniowe są względnie tanie, ale tylko dzięki rekordowo niskim stopom procentowym. Banki świetnie rekompensują sobie bowiem skutki polityki pieniężnej NBP. Sięgają do drugiej kieszeni klienta, podwyższając marże kredytowe.
Z danych Lion's House wynika, że średnia marża kredytów hipotecznych wzrosła w ciągu roku z 1,55 do 1,86 proc. Jak szacują analitycy, różnica na poziomie 0,31 pkt proc. w przypadku 30-letniego zobowiązania oznacza wyższe koszty odsetkowe o ok. 6,6 tys. zł na każde pożyczone 100 tys. zł.
Na tańszy kredyt mogą liczyć najbardziej oszczędni i jak zwykle ci, którzy kupią dodatkowe produkty bankowe.
Banki zgodnie premiują klientów, którzy mają największy wkład własny. Obowiązkowe minimum to dziś 5 proc. wartości nieruchomości. Z analiz Expandera wynika jednak, że klienci, którzy zgromadzili tylko tyle, nie mają co liczyć na promocyjne oferty. Średnia marża w ich przypadku to ok. 2,2 proc. – o 0,1 pkt więcej niż jeszcze przed miesiącem.