Reklama

Technologie w służbie publicznej

Reformy z reguły kojarzą się z dwiema rzeczami: to szerokie majtki dla kobiet albo działania rządu, które zmuszają społeczeństwo do wyrzeczeń.

Publikacja: 23.08.2014 05:00

Prof. Krzysztof Rybiński, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie

Prof. Krzysztof Rybiński, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Pasterski Radek PR Pasterski Radek

Ale reformy mogą też oznaczać takie zmiany, dzięki którym ludziom żyje się lepiej, wygodniej, łatwiej. Jestem zdumiony, że tak rzadko polski rząd inicjuje takie właśnie reformy.

Najnowszy przykład porażki rządu to zawieszenie się systemu e-PUAP, za pomocą którego obywatele mogli zgłaszać do ZUS swoją decyzję o pozostaniu w OFE. Jak to możliwe, że na świecie istnieją przykłady skalowalnej infrastruktury, która wytrzymuje ruch setek milionów osób, a rząd nie potrafił obsłużyć 100 tysięcy zgłoszeń. Jak to możliwe, że 20 lat temu starą siódemką jechałem do Gdańska 3,5 godziny, a teraz nowiutką autostradą jadę 5,5 godziny, bo dwie muszę odstać w kolejce do bramki. Dlaczego, mimo że od wielu lat dostępne są technologie geolokalizacyjne, samorządy nie wykorzystują ich do radykalnego ograniczenia korków w miastach przez zachęcenie mieszkańców do współdzielenia samochodów.

A przecież reformy w tych obszarach należą właśnie do tych przyjemnych, których wdrażanie jest  frajdą, które budują poparcie społeczne i znakomicie ułatwiają życie. W Polsce już dawno wszystkie sprawy w urzędach można byłoby załatwić przez internet, gdyby identyfikacja obywatela odbywała się przez rachunek w bankowości internetowej. Gdyby zamiast bramek były winiety lub gdyby wykorzystano możliwości geolokalizacji smartfonów, na bramkach na autostradach nie byłoby korków.

Inne przykłady przyjemnych reform. W 2008 r. proponowałem, żeby każdy kwant wiedzy, który powstaje za pieniądze publiczne, był dostępny za darmo w internecie, chyba że jest objęty klauzulą tajności. Wtedy nie byłoby sytuacji, że ważne dla firm i obywateli informacje istnieją, ale są niedostępne, albo że ta sama ekspertyza za wiele milionów złotych jest zamawiana przez urzędników kilka razy. Przejrzystość życia publicznego wzrosłaby radykalnie, a to przecież buduje zaufanie. No i byłyby znaczne oszczędności oraz lepsza jakość decyzji gospodarczych.

Szacuję koszty budowy takiego portalu na 100 tys. zł. Oczywiście potrzebna byłaby jeszcze jedna ustawa zobowiązująca urzędników do zasilania tego portalu. Rozmawiałem o tym z ważnymi ministrami, ale bez skutku.

Reklama
Reklama

Albo zamiast wydawać krocie na radary, tajne samochody policji ścigające kierowców, wystarczyłoby ogłosić konkurs na największego donosiciela. Osoby, które nakręcą najwięcej filmów pokazujących samochody łamiące przepisy i wrzucą te filmy na specjalny portal, dostawałyby wartościowe nagrody. Byłoby tyle filmów i zdjęć, że YouTube i Instagram wysiadają.

Nie wiem, czy ten ostatni pomysł byłby popularny, ale na pewno skuteczny. Wystarczy trochę pomyśleć i wykorzystać dostępne technologie i okazuje się, że państwo może być jednocześnie skuteczne i tanie.

prof. Krzysztof Rybiński rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula w Warszawie

Opinie Ekonomiczne
Prof. Sławiński: Banki centralne to nie GOPR ratujący instytucje, które za nic mają ryzyko systemowe
Opinie Ekonomiczne
Prof. Kołodko: Polak potrafi
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Europa staje się najbezpieczniejszym cmentarzem innowacji
Opinie Ekonomiczne
Nowa geografia kapitału: jak 2025 r. przetasował rynki akcji i dług?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Druga Japonia i inne zasadzki statystyki
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama