Zatrudniając pracowników, wolą nie deklarować stałego przywiązania i proponują krótkoterminowe umowy.

Tymczasowa praca nie wiąże się z kosztami odprawy, nie gwarantuje też całej masy bonusów, które przysługują pracownikom etatowym, a firmę sporo kosztują. Nie do końca jest to wynik stanu gospodarki, ta rozwija się coraz szybciej i raczej daje powody do optymizmu, jeśli chodzi o planowanie przyszłości. Przedsiębiorstwa – zwłaszcza te, które mają szerokie kontakty handlowe ze Wschodem – obawiają się o rozwój sytuacji politycznej u naszych sąsiadów i czy za kilka miesięcy będzie komu sprzedawać produkowane towary.

Dobra informacja jest taka, że Polacy nie obawiają się pracy tymczasowej. Przyjmują to, co firmy im proponują, licząc, że po kilku miesiącach albo ich umowa zostanie przedłużona, albo znajdą inne zatrudnienie. Trudno się dziwić. Kryzys pokazał, jak łatwo stracić pracę nawet teoretycznie gwarantowaną etatem. Z drugiej strony zbyt długo wielu z nas było bez pracy – bezrobocie, wprawdzie w porównaniu z początkiem ub.r., kiedy sięgało 14,3 proc. trochę zmalało, ale cały czas jest dwucyfrowe. Oby tylko nie weszło to na stałe do naszej rzeczywistości, tak jak to stało się z tzw. umowami śmieciowymi.

Pracownik pracuje wydajnie, mając poczucie stabilizacji i gwarancji zatrudnienia. Może na jakiś czas zdecydować się na krótkotrwałą umowę, ale w obawie przed tym, co może nastąpić po jej upływie, cały czas będzie się rozglądał za inną pracą. Nawet jeśli na początku będzie się starał pokazać z jak najlepszej strony, to w końcu – mając świadomość, że za chwilę i tak przestanie tu pracować – nie będzie dawał z siebie wszystkiego. Na tym straci firma. A taka sytuacja źle wpłynie też na zespół i atmosferę pracy.