Narty w Janskich Laznach, maleńkim kurortowym miasteczku w Karkonoszach, to czysta przyjemność. Trzy kilometry nartostrady, kolejka gondolowa i kanapa na szczyt, całodzienny parking pod gondolą za 60 koron (9,4 zł), masa innych wyciągów i tras; nocna jazda za pół ceny. W samym kurorcie - pustym w ciągu dnia, gorąca, gęsta czekolada dla zmarzniętych, a dla piechurów - trasy do wędrowania w zasypanych śniegiem lasach. Dojazd od strony Kotliny Kłodzkiej prowadzi wijącą się między wioskami w dolinie wąską drogą. Jedzie się płynnie, bo w żadnej w ludzkich osad ruchu nie tamują...światła. Brak świateł to jedno z oryginalnych czeskich rozwiązań.
Zamiast denerwujących i zatrzymujących ruch co kilkaset metrów, zupełnie ze sobą nie skoordynowanych, jak to jest nagminne w Polsce, świateł, Czesi zbudowali u siebie dużo rond (zamiast skrzyżowań) a przed przejściami dla pieszych zamontowali specjalne tablice świetlne.
Na tablicach podjeżdżający kierowca widzi swoją prędkość, a gdy przekracza dozwoloną to tablica jarzy się na czerwono i miga ostrzegawczo. Ze zdziwieniem zauważyłam, że to działa. Nie tylko na mnie, ale i na innych. Jedziemy wolniej, ale płynnie, ruchu nikt nie tamuje, piesi przechodzą, samochody jadą. Oczywiście nie oznacza to, że w Czechach nie ma sygnalizacji świetlnej. Jest, ale tylko tam, gdzie to jedyny sposób zapewnienia bezpieczeństwa.
U naszych sąsiadów podoba mi się też stosunek do starej wioskowej architektury. Wystarczy pójść leśnym szlakiem z Koziej Hali pod Zieleńcem do czeskiej wioski Olesznica w Górach Orlickich. Stoją tam stare górskie chaty z małymi okienkami i wielkimi dwuspadowymi dachami, które nowi, najczęściej miastowi właściciele, pieczołowicie odnowili zachowując ich miniony urok. Jeżeli ktoś stawia nowy dom, to musi on być w stylu starych chat. Niewiele więc jest po czeskiej stronie betonowych szkaradzieństw z łukami i kolumienkami tak obficie szpecących polską stronę.
W czeskich wioskach nie uświadczy się też psów na łańcuchach. Posesje są dobrze ogrodzone i większość czworonogów biega po nich luzem. To bardzo przyjemny widok. Czechy wydają się też być krajem bez reklam. W porównaniu z Polską ich liczba jest u naszych sąsiadów znikoma; nie razi i nie szpeci. Ilekroć odwiedzam Czechy to zdumiewa mnie spokojny rytm życia w tym kraju; zachowane jeszcze z komuny przerwy obiadowe w sklepach i restauracjach(sic!); puste czyste ulice w niedzielne poranki, bo nasi sąsiedzi najczęściej spędzają je pedałując na rowerach lub wędrując po górach; dyskretne dekoracje świąteczne i tanie, dobre piwo.