Ryanair, jak to ma w swoim zwyczaju zapewne w swoim rozkładzie nazwie Castellon „Walencją", chociaż te miasta dzieli odległość 65 kilometrów. Ale tak jest także z Warszawą-Modlinem, Paryżem-Beauvais, Bergamo-Mediolanem, Frankfurtem-Hahnem, żeby wymienić tylko kilka. I na każdym z nich rotacja maszyn Ryanaira wynosi nie więcej, niż pół godziny, a często nawet krócej.
Lotnisko-widmo, które za swój największy sukces postrzega, że raz wylądowała tam drużyna piłkarska, było od momentu jego inauguracji w 2011 roku przykładem zmarnowanych publicznych pieniędzy- ponad 150 mln euro. Zdeterminowane władze,kiedy już wiedziały,że ich projekt poniósł klęskę, chciały nawet zmienić lotnisko w muzeum. - Bo przyjedzie tutaj wielu chętnych obejrzeć jak wyglądają pasy startowe - zapewniał Carlos Fabra, szef władz prowincji. - Takie obiekty zazwyczaj nie są pokazywane turystom - przekonywał. Ostatecznie Fabra za defraudację publicznych pieniędzy dostał 4-letni wyrok i od grudnia 2014 siedzi w więzieniu. Nie będzie go więc na płycie Castelon,kiedy wyląduje tam pierwszy rejs Ryanaira, co zapewne uznałby za wielki sukces.
Tak samo, jako sukces postrzegana jest informacja,że lotnisko Gdynia-Kosakowo będzie musiało oddać nie 91 mln złotych publicznych pieniędzy,ale o kilkanaście milionów mniej. Komisja Europejska zgodziła się,że środki wydane na systemy bezpieczeństwa mogą zostać odliczone od zwracanej kwoty. To wszystko oczywiście są rachunki wirtualne, bo lotnisko nie ma praktycznie żadnego majątku, więc miliony wzięte z gdyńskiego budżetu już nie wrócą. W tym przypadku jedynym logicznym rozwiązaniem jest administracyjne połączenie portu w Gdańską z Kosakowem i traktowanie obydwóch portów jako jednego podmiotu, a nie dwóch konkurujących ze sobą firm,chociaż port im Lecha Wałęsy, między innymi za unijne pieniądze jest rozbudowywany. A może władzom Gdyni udało się przekonać Ryanaira,żeby wycofał się z latania do Gdańska, rozwinął siatkę z Kosakowa,oczywiście za odpowiednią dopłatą. Przecież tu chodzi tylko o publiczne pieniądze.
Ryanair w Castellon chce przewieźć 18 tys. pasażerów w tym roku i stopniowo zwiększać tę liczbę do 60 tys. rocznie. Czyli na początek mniej więcej tylu pasażerów, co w Polsce lata z Lublina,docelowo tyle, ile ma szanse rocznie pozyskać Bydgoszcz i Rzeszów. Też ze wsparciem finansowym dla Ryanaira.
Ale publiczne pieniądze są cały czas w ruchu. Teraz Castellon jest zarządzany przez kanadyjską firmę SNC -Lavalin i otrzymał 24 mln euro dodatkowych subsydiów. Ale Kanadyjczycy mają dla lotniska wielkie plany. Na rok 2017 widzą tam 200 tys. pasażerów, a w 2029 -1,2 mln. A publiczne pieniądze ma zacząć zwracać,kiedy liczba pasażerów przekroczy milion. Czyli pewnie trochę to potrwa, zanim pieniądze wrócą do kasy.