Z cyfrową muzyką i tak jest w Polsce lepiej niż z filmami on-line, bo przyjął się już zwyczaj poszukiwania legalnego jej źródła. Jednak wciąż wolimy słuchać jej za darmo, niż płacić serwisom z muzyką choćby i niewielkie kwoty za brak przerw reklamowych. Niecałe 20 zł, jakie trzeba miesięcznie wydać, by mieć dostęp do któregoś z największych serwisów streamingujących muzykę w Internecie (Spotify, Deezera czy WiMP-a) to wciąż zaporowa kwota dla większości Polaków. W blisko 40-milionowym kraju płacących za dostęp do takich serwisów mamy według nieoficjalnych informacji mniej niż 100 tys. Streaming muzyki wymaga oczywiście użytkownika obeznanego z obsługą smartfona i przede wszystkim – Internetu, więc w Polsce, gdzie z sieci wciąż korzysta ok. 60 proc. mieszkańców, z grupy potencjalnych użytkowników takich serwisów od razu odpada spora część społeczeństwa. Problemem nie jest jednak tylko brak cyfrowej edukacji. Spotify, Deezer czy WiMP znacznie więcej mają po prostu użytkowników bezpłatnych. Nie przeszkadzają im włączające się dość często i na długo reklamy ani wyczerpujące się w kółko bezpłatne limity. Ważne, że dostęp jest za darmo.
Nowy serwis streamingowy Jaya-Z – Tidal - startuje w Polsce z dość ryzykowną cenowo ofertą. Przez 30 dni można go protestować bezpłatnie, ale potem zacznie być naliczana co miesiąc opłata wyższa niż te obowiązujące dziś na rynku. Oferta Tidala jest kierowana do fanów bezstratnej jakości dźwięku, którzy – przynajmniej w teorii powinni być skłonni zapłacić za nią nieco więcej niż obowiązująca średnia rynkowa cena za dostęp do serwisów streamingowych. Ilu ich jednak będzie? Podobnie, jak konkurencja, Tidal zapewne nie podzieli się tą wiedzą z rynkiem. Pozostaje przypuszczenie, że znów niewielu, bo gros rodaków, bez problemu kupująca każdego miesiąca za te same kwoty używki czy słodycze - pozostanie przy wersji darmowej. To samo podejście ma do cyfrowych treści z gazet czy cyfrowych książek, a kiedy nie da się gdzieś ominąć systemu wymagającego opłat, sięga sobie po wszelkie tego rodzaju dobra za darmo np. do serwisu sygnowanego logo małego gryzonia.
Nie dziwmy się więc potem, że wciąż jeszcze czekamy w Polsce np. na debiut Netfliksa i że tak opornie idzie rozwijanie w sieci oferty filmowej. Z łatką najsprytniejszych internetowych piratów świata i użytkowników wolących próbne wersje testowe lub zalew reklam od uiszczania choćby i małej opłaty, nie mamy na razie szans na bycie rynkiem, na którym chcą zarabiać tego rodzaju firmy.