Jednak ta radość ta już po kilku dniach zmieniła się w niedowierzanie pomieszane z przerażeniem. Ta część miasta natychmiast utknęła w gigantycznych korkach. Sytuacji nie poprawiło otwarcie II linii metra, pożar mostu Łazienkowskiego tylko ją pogorszył.
Zwężone ulice nie są w stanie przyjąć ilości samochodów, które usiłują się dostać do wygodnej przeprawy mostem Świętokrzyskim. Zapewne na papierze wspaniałą koncepcją było zwężenie jezdni i odcięcie jej części na ścieżki rowerowe. Ale praktyka boleśnie zweryfikowała świetlane idee i obnażyła bezsens koncepcji lansowanych przez część tzw. miejskich aktywistów i bezrefleksyjnie promowanych przez niektóre media.
Skutek? Świętokrzyska i Tamka są wiecznie zakorkowane w obie strony (wyjątkiem jest środek dnia i środek nocy). Przekonujące dowody na fiasko tej koncepcji przynosi każdy dzień. Potwierdzeniem są raporty z dróg z powtarzającymi się informacjami o zakorkowanej Tamce i okolicach. Ciekaw byłem, czy sytuacja się zmieni po uruchomieniu metra. Odczekał więc niemal miesiąc. I nie zmieniło się nic.
Obserwuję to codziennie o różnych porach - jadąc tamtędy właśnie rowerem. Tegoroczna dość łagodna zima sprawiła, że od września nie jeździłem tą trasą rowerem może ze 20 dni. Od początku grudnia do końca marca byłem zapewne jednym z nielicznych użytkowników tych pięknych ścieżek, bo na zimę rowerzyści przesiedli się do samochodów/autobusów. Ścieżki i zwężone ulice jednak nie są sezonowe i zostały.
Realnie kierowcy stracili więc - obok Łazienkowskiego - także Świętokrzyski. Miasto lekką ręką wyeliminowało z ruchu nową, szeroką przeprawę tuż przy centrum, zmieniając w koszmar dojazd i zjazd z niej (na ponury żart zakrawają w tej sytuacji powracające - same w sobie świetne i potrzebne - plany przedłużenia Trasy Świętokrzyskiej). Co z tego, że na moście są dwa piękne pasy w każdym kierunku, skoro dojazd i zjazd w kierunku miasta w przeważającej części jest jednopasmowy.