Stagnacja z premedytacją

Coraz częściej pojawiają się na świecie doniesienia o bąblu spekulacyjnym na giełdach azjatyckich.

Publikacja: 12.04.2015 10:44

Piotr Aleksandrowicz

Piotr Aleksandrowicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Faktycznie, indeks giełdy w Szanghaju wzrósł o 89 procent w ciągu ostatnich 12 miesięcy. W tym czasie WIG 20 obniżył się o 1,1 procent.

Rosną także inne giełdy azjatyckie. Nikkei w Japonii jest najwyższy od 15 lat i wzrósł o prawie 40 procent w ciągu ostatniego roku. Minister gospodarki Japonii powiedział, że „jeśli ostatnie wzrosty na giełdzie są oznakami niedużego bąbla, to byłoby dobrze, bo świadczyłby o ożywieniu gospodarczym". Dość to niespodziewana deklaracja jak na ministra. W końcu napisano tysiące analiz, czym kończą się spekulacyjne bąble na rynkach aktywów. Są jednak optymiści, którzy twierdzą, że nie tylko w Tokio, ale nawet w Szanghaju nie grozi nieszczęście, wyceny są tam nadal niższe niż w 2008 i 2011 roku.

Inne giełdy na świecie też rosną, ale w bardziej rozsądnych wymiarach. Sprawdziłem kilkanaście, przede wszystkim europejskich. DAX giełdy niemieckiej wzrósł o 30 procent, a indeks w Budapeszcie o niespełna 17 procent w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Giełda w Mediolanie urosła o 11 procent w tym czasie, w Madrycie o 13 procent, w Sztokholmie o 25 procent, w Londynie o 10 procent. I są to często wzrosty trwające już od kilku lat.

Giełda warszawska w tym czasie zwinęła się. W połowie kwietnia, notowania WIG 20 są nie tylko niższe niż rok temu, ale także o 5 procent niższe niż 5 lat temu. W tym czasie indeks DAX giełdy niemieckiej wzrósł o 100 procent, londyńskiej o dwie trzecie, nawet francuskiej o jedną trzecią. Obroty akcjami w 2014 roku w Warszawie były takie jak w 2010 roku. Mimo kilku dużych ofert kapitalizacja spółek krajowych w 2014 roku wzrosła tylko o 10 procent w porównaniu z 2010. Podobne jak w 2010 roku były przeciętne obroty na sesji, liczba transakcji itd. Krótko mówiąc stagnacja, mimo że giełda działa w kraju, który się rozwija szybciej, niż inne państwa europejskie. Co się stało?

Prawdopodobnie wraz z konfiskatą, najpierw hurtową, teraz comiesięczną części oszczędności w funduszach emerytalnych - jednej z najważniejszych grup inwestorów - osłabło zaufanie do państwa, że będzie przestrzegało praw własności. Jeszcze kilka lat temu rząd i ministerstwo skarbu hołubiły giełdę. Była jednym z dowodów autentycznego sukcesu polskiej transformacji. Dziś wstrzymana prywatyzacja sprawiła nie tylko, że Polska ma największy sektor państwowy w Unii Europejskiej, ale również, że nie ma już dużych ofert publicznych. Liczba, a zwłaszcza wartość wszystkich pierwszych ofert (IPO) maleje z roku na rok. Hasło akcjonariatu obywatelskiego w obliczu odpływu inwestorów indywidualnych, budzi śmiech. Postępowanie ministerstwa skarbu ze spółkami, w których ma udziały, kojarzy się z ekonomem na folwarku. W porównaniu z poprzednikami, nowy prezes giełdy ma słabą komunikatywność i równie słabą, jak się wydaje, zdolność do zainteresowania giełdą emitentów i inwestorów.

Polska potrzebuje kapitału niewątpliwie bardziej niż większość wysokorozwiniętych państw zachodniej Europy. Zamiast hołubić władze zdewastowały jeden z najistotniejszych kanałów finansowania gospodarki. Znowu kamieni kupa.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Pytam kandydatów na prezydenta: które ustawy podpiszecie? Czas na konkrety
Opinie Ekonomiczne
Maciej Miłosz: Z pustego i generał nie naleje
Opinie Ekonomiczne
Polscy emeryci wracają do pracy
Opinie Ekonomiczne
Żeby się chciało pracować, tak jak się nie chce
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Jak przekuć polskie innowacje na pieniądze
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne