Dwa ostatnio rozstrzygnięte wielkie przetargi zbrojeniowe wygrały firmy zagraniczne. Branżowi eksperci, na długo zanim ogłoszono ich wyniki, prognozowali, że system obrony przeciwrakietowej mają w kieszeni Amerykanie. Francuzi byli zaś faworytami przetargu na dostawę śmigłowców.

Tymczasem na całym świecie zbrojenia jako wydatki budżetowe traktowane są jako jedna z najlepszych metod na wspieranie krajowych producentów. Zyskują oni doświadczenie, a systematycznie unowocześniany produkt może stać się z czasem doskonałym towarem eksportowym. Wbrew pacyfistycznym wypowiedziom światowych liderów broń to doskonały rynek, eksport wart jest grube miliardy dolarów rocznie. Nieduży i marginalizowany przez niektórych na światowej arenie Izrael jest jednym z czołowych eksporterów uzbrojenia.

W Polsce dopiero teraz pojawił się pomysł, aby krajowe spółki włączyły się do wyścigu po zamówienia na budowę tarczy powietrznej „Narew". Chodzi nie tylko o udział w inwestycjach wartych 16 mld zł. To prawdopodobnie ostatni tak duży przetarg wojskowy i ostatnia szansa na tchnięcie nowych możliwości w polską branżę poprzez wdrożenie technologii rakietowych, których dzisiaj polskie zakłady nie mają.

Czy starczy determinacji na skuteczną walkę o swoje? Łatwiej, może nawet i taniej, kupić gotowy produkt z zagranicy, niż inwestować pieniądze, czas i cierpliwość w tworzenie czegoś nowego. Jednak gdyby niemiecki czy francuski rząd myślały w ten sposób, dzisiaj linie lotnicze na świecie skazane byłyby na samoloty jednego producenta. Dzięki determinacji i mimo kilku spektakularnych klap powstał Airbus, dzisiaj walczący o prestiżowe zamówienia. Oby nasi decydenci nie bali się podjąć wizjonerskiej decyzji, choć po naszych doświadczeniach nasuwają się wątpliwości, czy tak się stanie.