W tym roku ze względu na wybory prezydenckie ta przykra przypadłość ma nawet charakter przewlekły.
Zgodnie z wyliczeniami firmy Grant Thornton w I półroczu 2015 r. przyjęto niemal 13 tys. stron maszynopisu nowego prawa, czyli o 7 proc. więcej niż rok wcześniej. Z analiz tej firmy wynika, że tylko na czytanie nowych ustaw statystyczny obywatel (lub przedsiębiorca) musiałby poświęcić prawie cztery godziny dziennie (ok. pół godziny więcej niż przed rokiem).
Efektem tej taśmowej produkcji jest też najnowszy projekt zmian w przepisach o podatku dochodowym autorstwa resortu finansów. Chodzi o wprowadzenie dodatkowego warunku wypłaty przez spółkę dywidendy ze zwolnieniem podatkowym. Cel zmian jest szczytny – utrudnienie wyprowadzania nieopodatkowanych zysków ze spółek, choćby przez ich zagranicznych właścicieli.
Nie bez powodu minister finansów spogląda akurat w tę stronę, szukając dodatkowych wpływów do państwowej kasy. Jak niedawno pisaliśmy w „Rzeczpospolitej", wśród największych firm działających w Polsce przedsiębiorstwa mające zagranicznych właścicieli płacą znacznie mniej podatków od tych z polskim kapitałem. I nie dzieje się tak dlatego, że mniej zarabiają, ale dlatego, że często wykorzystują luki w przepisach, aby transferować zyski za granicę.
Przyjrzenie się szczegółom stojącym za tą słuszną ideą może jednak budzić niepokój. Projekt zakłada np., że wypłata dywidendy, aby uzyskać podatkowe zwolnienie, musi być uzasadniona ekonomicznie i odzwierciedlać rzeczywistość gospodarczą. Co to dokładnie znaczy – nie wiadomo. Wiadomo już jednak, że decyzję o spełnieniu (lub nie) tych warunków podejmować będą uznaniowo urzędnicy skarbowi „podczas kontroli" w firmach.