Byłoby też szansą na inwestycje o naprawdę dużej skali – budowa centralnego odcinka II linii warszawskiego metra kosztowała 5,9 mln zł, a 8 mld wynosi w latach 2014–2020 budżet programu „Polska wschodnia", wspierający rozwój pięciu województw.
Jak zatem państwowa kasa może zdobyć 7 mld? Otóż w bardzo prosty sposób. Poprzez zakończenie aukcji częstotliwości pozwalających na świadczenie usług szybkiego mobilnego internetu LTE w Polsce. To przedsięwzięcie staje się jednym z najbardziej absurdalnych postępowań w nowoczesnej historii naszego kraju. Po raz pierwszy aukcja na pasma LTE została rozpisana pod koniec 2013 r. Dwa dni przed startem prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej podjął decyzję o jej odwołaniu. Obecne podejście do rozdzielenia częstotliwości trwa już osiem miesięcy. W czasie 104 dni aukcyjnych odbyło się 400 rund. Ceny wzrosły o ponad 400 proc. i nadal idą w górę. W tym momencie łączna wartość, jaką operatorzy chcą zapłacić za pasma, wynosi właśnie wspomnianych 7 mld zł. Państwo wielokrotnie miało chrapkę na te pieniądze. Ustawa budżetowa już trzykrotnie przewidywała wpływy z aukcji (w latach 2013–2015). W tym roku uwzględniono z tego tytułu 1,8 mld zł.
Aukcja trwa i jej końca nie widać. Cena może być podbijana w nieskończoność i dojść do nierealnych poziomów. Co więcej, paradoks polega na tym, że uczestniczenie w aukcji nie jest wiążące. Można ją wygrać, ale za z trudem zdobytą częstotliwość po prostu nie zapłacić. To rozłożyłoby na łopatki cały proces, sprawa przedłużyłaby się na kolejne lata. A przy okazji – co nie jest bez znaczenia w tej historii – utrwaliłby się status quo: niektórzy operatorzy mają już częstotliwości LTE, a innym ich brakuje.
Pojawiają się różne propozycje, co zrobić z tą aukcją. Na rynku mówi się o tym, żeby z niej zrezygnować i zacząć wszystko od nowa. Rezygnacja z wpływów z aukcji byłaby jednak działaniem na szkodę interesu publicznego.
1 września Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji opublikowało projekt rozporządzenia, który daje szanse na zakończenie aukcji. Błyskawicznie stało się o nim głośno, wywołało duże poruszenie wśród operatorów, organizacji branżowych i ekspertów. U części telekomunikacyjnych graczy zaczęło się szukanie kruczków prawnych, które miały przekreślić pomysł MAiC. I znów nie sposób oprzeć się wrażeniu, że cel tej zabawy to odwleczenie w czasie momentu, w którym organizator aukcji wreszcie powie „sprawdzam" i trzeba będzie wyłożyć pieniądze na stół. Takie przepychanki prawne nie są zresztą na polskim rynku telekomunikacyjnym niczym nowym – przyczyniły się chociażby do unieważnienia wyniku przetargu na pasmo 1800 MHz.