Czy Kolorz chce wieźć na taczce Piotra Dudę?

Czy można równocześnie uprzejmie wyciągać do kogoś rękę i pluć mu w twarz?

Publikacja: 25.10.2015 20:00

Andrzej Malinowski

Andrzej Malinowski

Foto: materiały prasowe

Z przykrością trzeba stwierdzić, że tak, a dowodzą tego – nie po raz pierwszy – związkowcy.

Kiedy w zeszłym tygodniu prezydent powoływał Radę Dialogu Społecznego, w której zasiąść mają m.in. pracodawcy, związkowcy i ministrowie, to miałem wrażenie, że tak właśnie powinien wyglądać dialog. I miałbym też wrażenie, że w największym stopniu będzie o ten dialog dbała cała organizacja kierowana przez przewodniczącego-elekta owej Rady – Piotra Dudę, szefa NSZZ „Solidarność". Miałbym takie wrażenie, gdyby nie dość bogate doświadczenie rozmów, negocjacji i przepychanek, a także prób respektowania umów zawieranych z częścią środowisk związkowych. Choć muszę stwierdzić, że tym razem udało im się przejść samych siebie.

W tym samym bowiem czasie, w którym prezydent wręczał powołania do Rady i ujawniono, że Piotr Duda będzie jej szefem, jego kolega, Dominik Kolorz, szef regionu śląsko-dąbrowskiego „Solidarności", pod sejmem i Kancelarią Premiera urządzał kolejną awanturę pod jakże nośnym hasłem: „Ch..., dupa i kamieni kupa", tyle że w pierwszym słowie kropeczki były zastąpione słowami.

Muszę stwierdzić, że znam dwa rodzaje dialogu. Jeden to taki, który dość powszechnie uchodzi za dialog. Według słownika PWN to: „wymiana zdań, myśli, poglądów, argumentów mająca na celu poznanie prawdy lub przekazanie jej drugiemu człowiekowi, stworzenie międzyosobowej więzi lub przestrzeni dla wspólnego działania".

Taki dialog datuje się od czasów Sokratesa i był konsekwentnie wdrażany oraz rozwijany przez dwa i pół tysiąca lat, dopóki nowej definicji, metodą faktów dokonanych, nie stworzył inny wybitny umysł – pan Dominik Kolorz. Pisałem o tym na tych łamach przed miesiącem i muszę powiedzieć, że wspomniany związkowy awanturnik jest w swojej wersji dialogowania bardzo konsekwentny. Dialog a la Kolorz cechują bluzgi, pogróżki, petardy i trucie dymem z palonych opon.

Miejscem dialogu pierwszego – takiego, który służyć ma osiąganiu przez rozmowę wspólnych rozwiązań uwzględniających interesy różnych stron – ma być właśnie RDS. Miejscem drugiego rodzaju dialogu jest ulica, na której przeklina armia pana Kolorza (na szczęście niewielka, bo z zapowiadanych 15 tys. pod sejmem pohukiwało zaledwie 500 osób). Który z tych dialogów jest prawdziwy? I czy ten drugi w oczywisty sposób nie uniemożliwia tego pierwszego? A może „Solidarności" są już dwie: jedną kieruje Piotr Duda, a drugą – Kolorz?

Dziwię się tylko nieco Piotrowi Dudzie – działaczowi, który uważany jest za silnego lidera. On siada do stołu rozmów, co więcej: wkrótce zostanie jego szefem, a w tym samym czasie jego podwładny urządza zadymę. Mam nadzieję – bo ta wszak umiera ostatnia – że uliczny happening związkowców górniczych był jedynie formą zachęty dla członków RDS, by szybciej i zgodniej pracowali. Bo jeśli nie, jeśli państwo to dla nich tylko „ch..., dupa i kamieni kupa", to ta Rada – tworzona pod auspicjami najwyższego urzędu w państwie – też się pod to hasło klasyfikuje. Może więc i pana, panie przewodniczący, za chwilę Kolorz powiezie na taczce?

Z przykrością trzeba stwierdzić, że tak, a dowodzą tego – nie po raz pierwszy – związkowcy.

Kiedy w zeszłym tygodniu prezydent powoływał Radę Dialogu Społecznego, w której zasiąść mają m.in. pracodawcy, związkowcy i ministrowie, to miałem wrażenie, że tak właśnie powinien wyglądać dialog. I miałbym też wrażenie, że w największym stopniu będzie o ten dialog dbała cała organizacja kierowana przez przewodniczącego-elekta owej Rady – Piotra Dudę, szefa NSZZ „Solidarność". Miałbym takie wrażenie, gdyby nie dość bogate doświadczenie rozmów, negocjacji i przepychanek, a także prób respektowania umów zawieranych z częścią środowisk związkowych. Choć muszę stwierdzić, że tym razem udało im się przejść samych siebie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację