Czasami faktycznie są nie tyle szokujące, ile kompletnie od czapy, bez szans na spełnienie, choć mają pewną zaletę: uruchamiają wyobraźnię, każą spojrzeć na sprawy ekonomiczne i światową gospodarkę pod niebanalnym kątem. Pozwalają „wyjść z pudełka".
A zatem w skrócie: Saxo przewiduje wzmocnienie euro do dolara (inaczej grozi światowa recesja) i wzrost cen ropy, jak zawsze z za wysokim odbiciem, więc potem spadek, ale do poziomów powyżej dzisiejszego dołka. To oznacza odwrócenie sytuacji w Rosji (mocniejszy rubel) i Brazylii (powrót do wzrostu gospodarczego, także dzięki olimpiadzie w Rio).
Dalej bank przewiduje wzrost inflacji (El Nino i wzrost cen żywności) wyższy od spodziewanego, przegrzanie rynków pracy, mieszkaniowego i obligacji w USA, i w tej sytuacji szybsze podwyższenie stóp procentowych przez Fed, co spowoduje spadki na rynku obligacji korporacyjnych w USA. Prognozuje, wciąż na rynku amerykańskim, korektę planów emisji akcji firm nowych technologii, dobry rok dla srebra, słaby dla dóbr luksusowych.
Na koniec zwycięstwo demokratów w wyborach do Kongresu. O prezydenckich eksperci nawet nie wspominają, republikanie mają być w rozsypce. Wybory zachwieją notowaniami aktywów, potem wyborcy dojrzą w ich wyniku szansę na wyższą stymulację fiskalną.
No i tyle. Z tego zestawu wynika, że Saxo nie spodziewa się niczego szokującego i nie straszy żadnym globalnym nieszczęściem. Owszem, część tych prognoz idzie pod prąd mainstreamowi ekonomicznemu, ale daje się, jako intelektualna spekulacja, swobodnie obronić.