Możemy spokojnie wypić szampana za rok 2016

W połowie grudnia przegapiłem ogłoszenie przez duński Saxo Bank tak zwanych szokujących prognoz.

Publikacja: 27.12.2015 21:00

Piotr Aleksandrowicz

Piotr Aleksandrowicz

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała Waldemar Kompała

Czasami faktycznie są nie tyle szokujące, ile kompletnie od czapy, bez szans na spełnienie, choć mają pewną zaletę: uruchamiają wyobraźnię, każą spojrzeć na sprawy ekonomiczne i światową gospodarkę pod niebanalnym kątem. Pozwalają „wyjść z pudełka".

A zatem w skrócie: Saxo przewiduje wzmocnienie euro do dolara (inaczej grozi światowa recesja) i wzrost cen ropy, jak zawsze z za wysokim odbiciem, więc potem spadek, ale do poziomów powyżej dzisiejszego dołka. To oznacza odwrócenie sytuacji w Rosji (mocniejszy rubel) i Brazylii (powrót do wzrostu gospodarczego, także dzięki olimpiadzie w Rio).

Dalej bank przewiduje wzrost inflacji (El Nino i wzrost cen żywności) wyższy od spodziewanego, przegrzanie rynków pracy, mieszkaniowego i obligacji w USA, i w tej sytuacji szybsze podwyższenie stóp procentowych przez Fed, co spowoduje spadki na rynku obligacji korporacyjnych w USA. Prognozuje, wciąż na rynku amerykańskim, korektę planów emisji akcji firm nowych technologii, dobry rok dla srebra, słaby dla dóbr luksusowych.

Na koniec zwycięstwo demokratów w wyborach do Kongresu. O prezydenckich eksperci nawet nie wspominają, republikanie mają być w rozsypce. Wybory zachwieją notowaniami aktywów, potem wyborcy dojrzą w ich wyniku szansę na wyższą stymulację fiskalną.

No i tyle. Z tego zestawu wynika, że Saxo nie spodziewa się niczego szokującego i nie straszy żadnym globalnym nieszczęściem. Owszem, część tych prognoz idzie pod prąd mainstreamowi ekonomicznemu, ale daje się, jako intelektualna spekulacja, swobodnie obronić.

Świat normalnieje, szoki zanikają, krachy się kończą. Ten jedyny ogłoszony przez Saxo – na rynku obligacji korporacyjnych w USA – nie zatrzęsie światową gospodarką.

Myślę, że to samo możemy powiedzieć o polskiej. Znamy już ministrów i z grubsza filozofię gospodarczą rządu, wiemy, kto będzie uhonorowany, a kto opodatkowany, znamy też obietnice wyborcze odłożone na półeczkę, z której stopniowo będą zdejmowane, albo i nie. Wiemy, że państwowe firmy i agendy zostaną obsadzone w połowie wiernymi sługami, a w połowie osobami ciut bardziej fachowymi.

Wiemy, że odbędzie się polowanie na nowe dochody przy układaniu budżetu na 2017 rok i zapewne dojdzie do rewizji prognoz wzrostu gospodarczego w dół. Czuję, że polowanie na dochody zakończy się jakimś dealem z bankiem centralnym, ale jakim – nie mam pojęcia.

Będą kłopoty z inwestycjami zagranicznymi, ale słaby złoty podtrzyma eksport i bilans płatniczy się nie posypie. Wiemy, że nowa Rada Polityki Pieniężnej nieznacznie obniży stopy procentowe, ale nie będzie to miało żadnego znaczenia. Jeśli na świecie się nie zawali, to w Polsce też nie.

Można spokojnie wypić w czwartek szampana za 2016 rok. Lampeczkę raczej niż butelkę.

Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Opinie Ekonomiczne
Robert Gwiazdowski: Wybory prezydenckie w KGHM
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Qui pro quo, czyli awantura o składkę
Opinie Ekonomiczne
RPP tnie stopy. Adam Glapiński ruszył z pomocą Karolowi Nawrockiemu
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof A. Kowalczyk: Nie należało ciąć stóp przed wyborami
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem