Samotnie wychowująca dziecko kobieta zarabiała na rękę średnio 1615 zł miesięcznie (ok. 2,2 tys. zł brutto) i z powodu tych 15 zł (niespełna 8 zł na osobę w rodzinie) utraciła prawo do zasiłku na dziecko w wysokości 500 zł. To dla tej rodziny utrata prawie co czwartej złotówki. Przy takich dochodach to dramat. Pytanie, czy tego nie można było załatwić inaczej. Opozycja przy pracach nad ustawą proponowała, by zastosować mechanizm „złotówka za złotówkę", czyli płacić takie zasiłki, by dochody liczone z ich uwzględnieniem nie przekraczały pewnego limitu. Czyli w przypadku tej samotnej matki otrzymywałaby 492 zł miesięcznie.
Pytanie, dlaczego PiS, projektując ustawę o 500+, nie zastosował tego mechanizmu. Dlaczego godził się z tym, że ustawą prędzej czy później zajmą się sądy lub Trybunał Konstytucyjny. Mam nadzieję, że nie chodziło o to, iż o zmiany walczyła partia opozycyjna. Tu, niestety, prawdopodobnie przesądzające były kwestie ekonomiczne. Program 500+ powstał jako hasło. Nikt nie liczył, na ile naprawdę stać finanse państwa, zwłaszcza gdy się uwzględni jeszcze inne kosztowne polityczne decyzje rządu (np. podwyżkę minimalnych emerytur i pensji). Może i dobrze się stało, bo jak by wyglądał program nazywający się na przykład 313+? A tak mniej więcej by było, gdyby przy jego powstawaniu zatrudnić uczciwych ekonomistów.
Tak więc program był zbyt drogi dla finansów państwa, by rząd mógł popierać jakiekolwiek jego poszerzenie, zwłaszcza proponowane przez opozycję. A szkoda, bo takie niedociągnięcia mocno uderzają w wizerunek całego programu.
Mam ciągle wrażenie, że PiS nie docenia swojego osiągnięcia, jakim jest program 500+. Miliony rodzin dostają wsparcie państwowe, które przyniesie Polsce w przyszłości konkretne korzyści (demografia). Rząd dał jasny sygnał, że rodzenie dzieci i ich wychowywanie to nie jest tylko prywatna sprawa, ale także działalność na rzecz dobra publicznego, za którą rodziny dostają gratyfikację (nie powinno się tego nazywać zasiłkiem).
Oczywiście program powinien być modyfikowany tak, by był bardziej efektywny. Proporcjonalnie większe zasiłki powinny trafiać do rodzin wielodzietnych, by kobiety wychowujące kilkoro dzieci mogły spokojnie zrezygnować z pracy, jak to jest w wielu bogatszych krajach. Co ważne, pojawia się pole do takich modyfikacji bez konieczności zwiększania obciążeń budżetowych.