Nie chciałbym być w skórze członków Rady Polityki Pieniężnej. Oto bowiem z jednej strony dane napływające z gospodarki pokazują, jak wspaniale rozwija się popandemiczne ożywienie, któremu w myśl hipokratejskiej zasady przede wszystkim należy nie szkodzić. Z drugiej jednak dane podane właśnie przez GUS są dowodem poważnej wpadki z przestrzeleniem inflacyjnego celu NBP wynoszącego 2,5 proc. (z dopuszczalnym odchyleniem +/- 1 pkt proc.).
Wskaźnik wzrostu cen w maju skoczył do 4,8 proc. z 2,4–2,6 proc. w okresie od grudnia do lutego, i niebezpiecznie zbliżył się do psychologicznej granicy 5 proc. Bank centralny może się oczywiście pocieszać, że inflację nakręcają żywność, energia czy śmieci, a więc czynniki poza zasięgiem polityki pieniężnej. Ale faktem jest, że rośnie też ta jej miara, na którą RPP ma wpływ, czyli tzw. inflacja bazowa, i sięga już 4 proc.